Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/121

Ta strona została przepisana.

początek jakiejś przygody; gdyż na ten kształt właśnie wszystkie przygody się zaczynają.
Ale posłuchaj trochę Sanczo, zda mi się, że ten rycerz stroi cytrę, czy harfę, a z tego że chrząka i czka tuszę, że gotuje się do śpiewu.
— Na mą duszę — rzecze Sanczo — dobrze WPan mówisz. Musi to być jakiś rycerz zakochany!
— Niema takiego rycerza błędnego, któryby zakochany nie był — odparł Don Kichot.
Tymczasem słuchajmy go; ani chybi, z tej nici poznamy zwikłany motek jego myśli, gdyż przez usta bogactwo serca przemawia.[1]
Sanczo chciał odpowiedzieć swemu panu, aliści przeszkodził mu w tem śpiew Rycerza z Lasu, śpiew, który nie był ani zbytnio zły, ani zbytnio dobry. Nakłonili ucha i usłyszeli takie wiersze:

Będę umiał się poddać każdemu zechceniu
Zechcijcie mi narzucić, pani, waszą wolę,
Pragnienie me zawarte jest w waszem pragnieniu,
Wasze są moje tchnienia, radości i bole.

Jeśli zechcecie, pani, bym zgasił płomienie,
Prędzej mnie zobaczycie na marach, lecz czyli
Amor nie miałby śpiewać zamiast mnie z tej chwili

O piękności, będącej w takiej dla mnie cenie

Zważam wszelkie przeszkody, ale serce moje
Jest z wosku i djamentu, przeto się nie boję,
Abym chybił w czemkolwiek prawidłom miłości

Wyryjcie to niem, co chcecie, o niebiańska pani
O piękności najwyższa, której niosę w dani
Me serce, w którem przez was treść wciąż nowa gości.

  1. „Ex abundantia cordis os loquitur“ (św. Mateusz XIII, 34).