czy, rzucił się na szaleńca i wszystkie kości mu zrachował. Za każdym wymierzonym razem przydawał: „Psie złodzieju, cóż chcesz od mego jamnika? Nie widziszże okrutniku, że mój pies jest jamnikiem?“ Powtarzał po sto razy to słowo „jamnik“, dopóki szaleńca na miazgę nie zbił. Warjat skorzystał z tej nauki; więcej niż przez miesiąc nigdzie na mieście widać go nie było — aliści po upływie tego czasu powrócił znów do swej sztuczki, obciążywszy się jeszcze większem brzemieniem. Przyszedłszy do miejsca, gdzie się ów pies znajdował, jął patrzyć na niego bacznie, jednakoż ciężaru swego nie spuścił i rzekł jeno:
„To jamnik — miejmy się na baczności“. Odtąd wszystkie napotkane psy, czy to były dogi, czy też cucusie za jamniki poczytywał i dlatego też kamieni na nich nie spuszczał“.
Być może stanie się podobnie z tym dziejopisem, który nie ośmieli się już na przyszłość brać za cudze księgi, co będąc, ani chybi, złe, przecie więcej trwałości w sobie mają, niż skały. Rzeknij mu takoż, iż o jego groźbę, że mnie swoją księgą środków do życia pozbawi, dbam tyleż, co o szeląg złamany, bowiem stosując się do sławnego intermedjum z Pirendenga, odpowiadam mu: Niech żyje dwudziestu czterech[1] i Chrystus dla wszystkich, niech żyje wielki hrabia Lemos, którego szczodrość i wspaniałomyślność są dla mnie puklerzem przeciwko ciosom przeciwnej fortuny, i niechaj żyje takoż najwyższe miłosierdzie najdostojniejszego Don Bernarda de Sandoval y Rojas z Toledo, wówczas nawet, gdy nie będzie już drukarń na świecie i gdy wydrukują przeciwko mnie więcej książek, niż zawiera się liter w pieśniach Mingo Revulgo.[2] Ci dwaj książęta, bez tego, abym ich pobudzał pochlebstwem, albo ich zasług wynoszeniem, samą tylko dobrocią powodowani, tyle mi łask i faworów wyświadczyli i taką otoczyli opieką,