Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/169

Ta strona została przepisana.

lwów rozdartego. Przeklinał swój los i tę nieszczęsną godzinę, kiedy postanowił na służbę powrócić. Mimo tego lamentu a płaczu, nie przestawał jednak piętami osła popędzać, aby się od wozu oddalić. Strażnik postrzegłszy, że ci, co odjechali, są już daleko, jął odnowa prosić i ostrzegać Don Kichota przed tem, przed czem go już był raz ostrzegł.
Nasz rycerz odparł, że wszystko dobrze zważył i że wszystkie prośby, oraz przełożenia na nic się nie zdadzą. Gdy strzegący lwów zabawiał się otwieraniem pierwszej klatki, Don Kichot jął rozmyślać, czyli ma konno, czyli też pieszo się potykać. Zważywszy, że Rossynant mógłby się zestrachać widokiem lwów, skoczył prędko z konia, rzucił kopję, schwycił tarczę i z obnażoną szpadą w dłoni i nieulęknionem w piersiach sercem, stanął przed wozem, polecając się Pana Bogu i damie swej, Dulcynei z Toboso. W tem miejscu autor tej prawdziwej historji nie może się powstrzywać od zawołania:
„Och dzielny, och, nad każdą pochwałę wyższy Don Kichocie z Manczy, zwierciadle, w którem się przeglądać mogą wszyscy waleczni tego świata; och, drugi i nowy Don Manuelu de Leon, co był chlubą i zaszczytem rycerzów Hiszpanji. Jakiemi słowy wyrażę twój czyn tak straszliwy? Jakiemi dowody podam go do wierzenia wiekom potomnym? Zali są na świecie chwalby godne ciebie?
Ty sam pieszo, ty jeden tylko, ty nieustraszony, wielkomyślny, mający jedną tylko szpadę i to nie z tych, co znak pieska małego[1] noszą, chroniony tarczą, z niezbyt czystej i lśniącej stali, stajesz przeciwko dwom najdzikszym lwom, jakie wyrosły w puszczach Afryki. Niechaj twe własne czyny bohatyrskie służą ci za wysławienie, o waleczny Manczuańczyku! Ostawiam je tutaj takiemi, jakemi są, gdyż brak mi słów, dla chwalby stosownej.“

Tutaj kończy się zadanie autora, który, przecho-

  1. Klingi tych szpad nosiły znak małego pieska. Była to marka fabryczna Juljana del Rey, płanetnika z Toledo i Saragossy. W wieku XVII zasłużoną sławą cieszyły się także szpady Toledańczyka, Franciszka Ruiz Patilla. Wspomina o nim F. de Rojas w komedji: „Entre bobos anda el juego“.