nością, pana Don Kichota z Manczy, najmądrzejszego i najwaleczniejszego rycerza błędnego, który kiedykolwiek był na świecie.
Dama, zowiąca się donją Krystyną, okazała wszelkie względy naszemu rycerzowi, zaś Don Kichot jął się przesadzać w wyrażaniu różnych wdzięcznych dworności. Prawie te same grzeczności zapewnienia zamienione zostały między Don Kichotem a studentem, który, usłyszawszy, jak rycerz z Manczy rozprawia, poczytał go zaraz za człeka wielkiego rozumu i poloru.
Tutaj autor tej historji szerzy się nad opisem domu Don Diega, malując nam wszystko, co w domostwie bogatego i żyjącego na wsi szlachcica się zawiera. Aliści tłumaczowi zdało się stosownem opuścić te wszystkie błahe szczegóły.
Wprowadzono Don Kichota do komnaty, gdzie rozbrojony od Sanczy, pozostał w kaftanie łosiowym i krótkich walońskich spodenkach. Kalet łosi był zasmolony od zbroi. Na szyji miał kołnierz gładki i prosty, jaki studenci zwykle noszą, nie krochmalony i bez koronek. Ciżemki jego były maurytańskie; buty[1] niezły blask dawały, do czysta wyglansowane. Ponieważ, jak powiadają, od wielu lat cierpiał na nerki, miał przez siebie przewieszony pas. Szabla zwisała na temblaka, ze skóry wilka morskiego. Don Kichot zarzucił sobie na ramiona płaszczyk okolisty z przedniego płótna o siwej barwie, lecz wprzódy umył sobie głowę i oblicze, używszy do tego celu pięć czy sześć kociołków wody. Woda zabarwiła się na kolor serwatki, dzięki łakomstwu Sanczy i kupnie tych nieszczęsnych serów, które Don Kichota tak białym uczyniły. W tem przebraniu, przeszedł Don Kichot do drugiej komnaty, gdzie oczekiwał go student, aby go zabawić rozmową, nim do stołu podadzą. Donja Krystyna, z okazji przybycia tak znamienitego gościa, chciała pokazać, że umie
- ↑ Pończocha, sięgająca do połowy łydki, połączona z podeszwą z cienkiej skóry nazywała się borzegui. Maurowie używali borzegui głównie do jazdy konnej. Na pończochy te i podeszwy wciągano dopiero buty.