Odtąd wciąż błagani ją daremnie:
„Daj coś swą wielkoduszną dłonią
Albo też skąpą"... bowiem we mnie
Wszystko się stało snów pogonią.
Jakbyś, fortuno, była miłą,
Gdyby w „jest“ przeszło to, co „było“
Nie pragnę dziś już żadnej sławy,
Żadnych wawrzynów, ni korony,
Niech będzie jeno mi wrócony
Kraj mojej utraconej jawy,
Której wspomnienie smutek budzi,
I którą z całem szczęściem mienię
Ach, spełń, fortuno, to pragnienie,
Bym stał się najszczęśliwszym z ludzi
Powróć to, o czem serce śni,
Bym już nie czekał przyszłych dni.
Szaleństwem jednak są te chęci,
Bowiem, co było raz — nie będzie
I tylko w baśni, lub w legendzie
Przeszłość przyszłością się uświęci.
Czas szybko płynie, leci, bieży,
Zaś raz odbiegłszy — już nie wraca
Zatrzymać go — to próżna praca
Gdyż tylko dziś do nas należy
Próżno więc przyszłych czekam dni,
Pragnąc, by się ziściły mi.
Żyć w niepewności, na przemiany,
Sycąc się trwogą lub nadzieją,
To śmierć! Niech lepiej odrętwieją
Burzliwe duszy mojej stany.
Śmierć mi najlepszym być się zdawa
Lekiem na bóle, lecz nie mogę
Wejść na tę niepowrotną drogę,
Bowiem wciąż nęka mnie obawa
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/183
Ta strona została przepisana.