Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/214

Ta strona została przepisana.

niej nie dobili, gdyby pleban nie był jej rzekł, iż winna prędko postanowić, co chce uczynić, bowiem z ciała Bazylego już dusza uchodzi, tak iż czasu na wahanie nie zostaje. Wówczas piękna Quiterja, pomieszana, zasmucona i wyrzutem sumienia tknięta, udała się tam, gdzie leżał Bazyli, który z zawróconemi błędnemi oczyma, dychając tchnieniem wysilonem a szybkiem, mruczał imię Quiterji, pokazując po sobie, ze umiera, nie jak chrześcijanin, ale jak poganin. Na ostatek Quiterja będąc bliska mego, uklękła i żądała skinieniem i znakiem jego ręki. Bazyli otworzył oczy, poczem, spojrzawszy na nią bacznie, rzekł.
— O Quiterjo, która się skłaniasz do litości teraz, gdy litość twoja musi służyć za puginał, pozbawiający mnie życia, wiedz, że już nie mam sił cieszyć się z tej szczęśliwości, że twoim małżonkiem jestem, ani zastanowić boleści, co skwapliwie oczy mi słoni okrutnym cieniem śmierci. Błagam cię, żałobna gwiazdo duszy mojej, abyś oddając mi rękę, nie czyniła tego przez łaskę, ani nie chciała nanowo mnie uwodzić; ale mów tak, jakbyś do tego przyniewoloną nie była, bo nie godzi się, zważywszy na stan mój najsmutniejszy, zmyślać jeszcze ze mną i łudzić mnie, znając mnie, jako szczerego i wiernego dla ciebie kochanka.
Mówiąc te słowa, mdlał co chwila, tak iż wszyscy przytomni mniemali, że w tem omdleniu ducha odda. Quiterja, pełna strzemięźliwości i zawstydzenia, wzięła rękę Bazylego i rzekła:
— Żadna siła nie potrafi zniewolić mojej woli. Wolnem sercem i umysłem daję ci moją rękę i twoją odbieram, jeżeli mi zaręczysz, że czynisz to w przytomności i rozeznaniu, bez tego, aby nieszczęście rozum twój mieszało.
— Daję ci ją — odparł Bazyli — nie będąc pomieszany, ale z tą rozważnością pełną, jaką podobało się mi udzielić niebu; przyjmuję cię za żonę moją z całego serca.