Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/227

Ta strona została przepisana.

raniony zdradliwie! O żałosna Belermo! O litości godna Guadiano! O wy, nieszczęsne córy Ruidery, które przez wód waszych obfitość, okazujecie niezmierność łez, wypłakanych przez piękne oczy!
Krewniak Bazylego i Sanczo słuchali pilnie słów Don Kichota, które tak wyrażał, jakby je sobie z wnętrzności z niezmierną boleścią dobywał. Prosili go usilnie, aby im objaśnił słów tych znaczenie i opowiedział, co w tem piekle widział.
— I wy to piekłem zowiecie? — zapytał Don Kichot. — Miejsce to na taką nazwę nie zasługuje, jak to zaraz sami obaczycie!
Prosił, aby mu dali coś do posilenia się, bowiem wielki głód odczuwał. Wówczas rozciągnęli na zielonej murawie zgrzebne płótno krewniaka i zasiadłszy wkrąg, jęli w przykładnej zgodzie smakować i pożywiać się z zapasów swoich sakiew.
Gdy płótno uprzątnięto, Don Kichot rzekł: „Niechaj nikt z was nie podnosi się z miejsca! Słuchajcie uważnie, moje dzieci, co wam teraz powiem“.