Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/259

Ta strona została przepisana.

raz skończyła się już moc jej zgadania i cnota ta wróci małpie dopiero w piątek, jak sama rzekła.
— Zaliżem nie powiedział — rzecze Sanczo do swego pana — że te widziadła w Montesinos nie ze wszystkiem są rzetelne? Nawet połowy prawdy niema w tem, coś WPan opowiedział.
— Zdarzenia ci to wyjawią, Sanczo — odparł Don Kichot — czas wszystko odkrywa i na jaśnię podaje, choćby i rzecz jakaś była we wnętrznościach ziemi utajona. Ale dosyć na tem! Pójdźmy obaczyć widowisko majstra Pietra; widzi mi się, że musi mieć w sobie coś nowego i dobrego.
— Coś? — zapytał majster Pietr — moje theatrum tysiąc najwyborniejszych rzeczy w sobie zawiera. Zaręczam Waszej Miłości, że jest to osobliwość największa jaką dzisiaj na świecie oglądać można, lecz, operibus credite et non verbis. Pospieszajmy jednak, gdyż pora robi się późna, a siła rzeczy mamy czynić, mówić i pokazywać.
Don Kichot i Sanczo weszli za Pietrem do izby, gdzie już theatrum kukieł ustawione było, wielą świeczek woskowych oświetlone, co mu dawało wspaniały pozór. Majster Pieter zaraz wlazł pod płótno, gdyż on to miał kukłami poruszać. Na przodzie stanął mały chłopiec, sługa majstra Pietra, aby tłumaczyć i objaśniać przytomnym tajemnice widowiska. W ręku miał laseczkę, którą ukazywał kukły, wychodzące na scenę.
Don Kichot, Sanczo, paź i krewniak Bazylego zasiedli na najlepszych miejscach; wszyscy obecni w karczmie bądź stali, bądź też siedzieli naprzeciw theatrum. Tłumacz jął mówić to, o czem dowiemy się w kapitulum następnem: