Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/288

Ta strona została przepisana.

— rzekł Sanczo — bowiem takiego słowa jeszcze w mem życiu nie słyszałem.
— „Loginque“ — odparł Don Kichot — znaczy „dalekie“. Nie dziwota, że słowa tego nie rozumiesz, bowiem nie jesteś obligowany rozumieć po łacinie, jak niektórzy, co uważają, że łaciński język pojmują, a przecie w istocie rzeczy nic nie rozumieją.
— Rossynant i osioł już są uwiązane — rzekł Sanczo cóż nam teraz uczynić należy?
— Nic już odparł Don Kichot — tylko znak krzyża świętego uczynić i kotwicę podnieść; chcę rzec, wsiąść do barki i linę odciąć.
To rzekłszy, wskoczył do łodzi; Sanczo poszedł jego śladem. Gdy powróz przecięli, poczęła łódź od lądu się oddalać, niesiona pędem wody. Gdy Sanczo obaczył, że już na dwa kije od brzegu odpłynęli, jął drzeć ze strachu, rozumiejąc, że zaraz zginie. Największej mu jednak boleści przyczyniało to, że słyszał ryczenia osła i widział, jak Rossynant się szarpie, chcąc się oderwać. — WPanie — rzecze — osioł ryczy z tęsknoty — zaś Rossynant próbuje się zdjąć z uzdeczek, aby popłynąć za nami. Moi przyjaciele najmilsi, ostawajcie w pokoju! Szaleństwo, co nas odłącza od was, wkrótce się wniwecz obróci, a wówczas do was powrócimy.
Tutaj zaczął płakać rzewliwie, tak, iż Don Kichot, krzywo na niego spojrzawszy, rzekł gniewnym głosem: — Czego się boisz, podły tchórzu? Czego płaczesz ty, serce maślane? Któż cię prześladuje, albo cię ściga ty, szczurze domowy? Czegóż ci braknie, pisklę, pośród tych wszystkich obfitości? Zali chodzisz bosemi nogami po krzemienistych górach Rypheyskich, czy też siedzisz teraz rozparty wygodnie, jak książe, na ławce tej barki, którą wody tej rzeki spławiają, miłym biegiem, ażeby wkrótce dostała się ona na morze szyrokie. Tymczasem nie masz nijakiej wątpliwości żeśmy już siedemset, albo i osiemset mil ubiegli. Gdy-