rozumiejąc, iż go lepiej nie mógłbym zalecić staranności niczyjej, jak tej damy dobrej i miłosiernej.
Don Kichot, który słyszał wszystko, rzekł do Sanczy:
— Zali się należy mówić tak w tym domu.
— Każdy gada WPanie, o swej potrzebie, tam gdzie się znajduje — odparł Sanczo. — Tutaj sobie o ośle przypomniałem i tutaj o nim mówię; gdybym był sobie o nim w stajni przypomniał, tambym o nim rozprawiał.
Na to rzekł książę:
— Sanczo dobrze mówi i nie trzeba go naganiać. Niechaj się pan giermek o swego osła nie turbuje. Osioł otrzyma wszystko, czego mu trza i będzie tu ugoszczony nie gorzej, niż Sanczo we własnej osobie.
Tocząc te dyskursy, miłe dla wszystkich, krom Don Kichota, weszli na piętro i zaprowadzili naszego rycerza do obszernej komnaty, bogatem obiciem ze złota litego przyozdobionej, gdzie od sześciu panienek kształtnych był ze zbroi rozebrany. Panienki te pouczone dobrze od książęcej pary, jak mają poczynać sobie z Don Kichotem, tak, aby ów był przeświadczony, że jest prawdziwym rycerzem błędnym usługiwały mu miast paziów. Don Kichot, gdy mu zbroję odjęto, pozostał w spodniach obcisłych i w łosim kaftanie. Chudy, wywiędły, i długi, z szczękami wydalonemi, przedstawiał widok, tak ucieszny, że panny mu usługujące, ani chybi rozpukłyby się ze śmiechu, gdyby go siłą nie były wstrzymały, przypominając sobie zlecenia ksiącia i jego małżonki. Prosiły rycerza o pozwolenie rozebrania go, bowiem chciały mu nałożyć koszulę białą, ale Don Kichot do tego nie dopuścił, wzbraniając się grzecznie i mówiąc, że obyczajność równie rycerzom błędnym przystoi, jak i dzielność. Prosił, aby zostawiły koszulę Sanczy. Później zawarłszy się z giermkiem w pokoju, gdzie bogate
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/304
Ta strona została przepisana.