Historja powiada, że wrzawę, którą usłyszał Don Kichot, pleban i balwierz, podniosły ochmistrzyni i siostrzenica. Sanczo dobijał się do drzwi, chcąc wejść do domu, zaś gospodyni i siostrzenica, opierały mu się całą siłą na progu, wołając:
— Czego tu chce ten powsinoga? Wracaj bratku do swego domu! To ty zawróciłeś w głowie memu panu i wyciągnąłeś go z domu, aby tłukł się po świecie, jak szaleniec.
— Ochmistrzyni szatana — odparł Sanczo — tym, komu we łbie zawrócili, i kogo włóczą po świecie, jak szaleńca, jestem ja, a nie twój pan. On to mnie wiedzie to tu — to tam, wy zaś mylicie się więcej, jak w połowie prawdy. Skusił mnie do opuszczenia domu swemi szalbierczemi słówkami, przyrzekając mi wyspę na którą wciąż czekam popróżnicy.
— Wyspy?... Obyś się niemi zadławił, ty obwiesiu — krzyknęła siostrzenica. Co to są te wyspy?[1] Czy to coś do jedzenia, ty żarłoku przeklęty?
— Nie są do jadła, lecz do rządów — odparł Sanczo — ja zaś będę lepiej niemi zarządzać, niż niejeden podesta miastem.
— Z tem wszystkiem — rzekła ochmistrzyni
- ↑ W oryginale forma „insula“, używana często w romansach rycerskich (Insula Triste, Insula de la Torre Bermeja i t. d.). Sanczo wie, co te słowo oznacza, słyszał bowiem o „insula“ nieraz od swego pana; gospodyni nie rozumie go, bowiem zna tylko słowo „isla“.