Wasza Miłość powie — jakież to szaleństwo we mnie zważył, tak aby mnie potem potępiać, znieważać i rozkazywać mi, bym do domu ruszał i o dom ten, jako też o żonę i dzieci miał staranie, skoro nie jest wcale wiadome, zali jestem żonaty i zali dzieci posiadam. Czyż nie znaczy to wkraczać do cudzego domu natrętnie, z tym zamysłem, aby nad jego panami władzę sprawować? Czyż należy się, aby ci, którzy w ciasnych regułach jakiegoś kolegjum wychowani zostali, nie widząc świata dalej, jak na dwadzieścia lub trzydzieści mil wokoło, mieli sprosta mieszać się we wszystko oraz nadawać prawa rycerzom błędnym i błędne rycerstwo osądzać? Zaliż to sprawa pusta i czas źle zużyty, jeżeli ktoś przebiega świat, wzgardziwszy jego rozkoszami i przekładając nad nie trudy i znoje, które ludzi cnotliwych do nieśmiertelności wynoszą. Jeśliby rycerze, panowie wielcy, dowódcy i wodzowie, ludzie o znakomitych rodowitościach nazywali mnie szaleńcem — miałbym to sobie za obelgę nieznośną. Gdy jednakoż ludzie nauki taki o mnie sąd wydają, niechaj mówią co chcą i niech mnie sobie za półgłówka poczytują. Nigdy nie wkroczyli na ścieżkę rycerstwa błędnego i nigdy jej swoją stopą nie deptali, dlatego też tyle dbam o nich, co o złamany szeląg. Jestem rycerzem i jako rycerz zejdę z tego świata, jeśli się tak Najwyższemu podobać będzie. Niektórzy z ludzi kroczą wąską drogą ambicji i pychy, inni niskiem i podłem pochlebstwem się wspomagają, zaś jeszcze inni zmierzają ścieżką obłudy oszukańczej i tylko nieliczni drogę prawdziwej religji wybierają. Ja, dążąc za moją gwiazdą, która mi jest pobudką, zmierzam prostą drogą rycerstwa błędnego — profesji tej sprawowanie każe mi mieć w pogardzie dostatki i bogactwa tego świata, aliści nie cześć i honor.
„Prostowałem błędy, karałem swywole, naprawiałem mnóstwo nieprawości, zwyciężałem olbrzymów