nie wejdziesz tutaj, ty worze plugastwa i sakwo wszeteczeństw! Wracaj do domu, oraj cztery piędzie swojej ziemi i wybij sobie z głowy mrzonki o wyspach! Pleban i balwierz mało się nie rozpukli od śmiechu, słuchając dyskursu tych trojga; aliści Don Kichot, obawiając się, aby Sanczo zbytnio języka nie rozpuścił, czegoś w żywe oczy nie zełgał, lub nie wymacał jakiejś rzeczy, coby rycerzowi despekt sprawić mogła, uciszył swarliwe białogłowy i Sanczę wpuścić kazał. Gdy giermek wszedł do domu, pleban i balwierz pożegnali Don Kichota, zwątpiwszy już o jego uleczeniu. Widzieli wszak, że trwa uparcie w swoich myślach błędliwych, i że całkiem owładła nim manja przeklętego rycerstwa błędnego.
Oto dlaczego pleban rzekł do balwierza:
— Mówię, kumie, że ani się obejrzemy, jak nasz szlachcic czmychnie znów gdzie pieprz rośnie!
— Ani chybi — odparł balwierz. Mniej się jednak dziwuję szaleństwu pana, niż głupocie sługi, który ma to za pewne że otrzyma wyspę we władanie. Mniemam, że mu nikt tego ze łba klinem nie wybije.
— Niech ich tam Bóg ma w swojej opiece — rzekł pleban. My jednak zważajmy pilnie, dokąd te fraszki i baraszki, doprowadzą takiego rycerza i takiego giermka, którzy, jak się zdaje, z jednej mąki są upieczeni. Szaleństwo pana bez głupstw sługi nie warteby było nawet szeląga.
— To prawda — rzekł balwierz. — Radbym wiedzieć, o czem też oni teraz gadać mogą.
— Głowębym dał — odparł pleban — że ochmistrzyni i siostrzenica wszystko nam później wypaplą. Nie są z tych, coby zaniedbały pod drzwiami podsłuchiwać.
Don Kichot zamknął się tymczasem z Sanczą w komnacie, a widząc, że są sami, rzekł:
— Kaducznie mi się to nie podobało, mój Sanczo, żeś powiedział, jakobym to ja cię z chałupy wyciąg-
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/32
Ta strona została przepisana.