nął. Wiesz wszak dobrze, że i ja w domu nie pozostałem. Razem wyruszyliśmy ze wsi, pospołuśmy przebywali, razem jeździliśmy po świecie, znosiliśmy razem dolę i niedolę, i jednakowemu podlegaliśmy losowi. Jeżeli ciebie raz bujano i podrzucano, to mnie sto razy obito. Ten jeden zysk znaczną mi daję nad tobą przewagę.
— Sam rozum tego się domaga — odparł Sanczo — ponieważ, jak to Wasza Miłość sam mówi, niełaskawości losu częściej dotykają rycerzy błędnych, niźli ich giermków.
— Jesteś w błędzie, mój Sanczo — rzekł Don Kichot; gdyż według rzeczenia „Quando caput dolet...“[1]
— Nie rozumiem innego języka jak mój rodowity — odparł Sanczo.
— Chciałem rzec — ciągnął dalej Don Kichot — że gdy głowa chorzeje, chorzeją wraz z nią wszystkie członki. Ja, będąc twoim panem, jestem głową całego ciała, którego ty, jako mój sługa, jesteś członkiem. Gdy mnie jakieś zło dotknie, ty je pospołu ze mną odczuwać musisz. Tak samo i ja, gdy ty ucisk doznajesz i boleść cierpisz.
— Tak właśnie być powinno — odparł Sanczo. — Przecie jednak, gdy na derze ten członek podrzucano, to głowa patrzyła spokojnie zza muru dziedzińca, jak ja na powietrzu latam i żadnego bólu nie czuła. Jeśli członki winny dzielić dolegliwość głowy, to głowa winna w dolegliwości członków udział przyjmować.
— Chcesz powiedzieć, Sanczo — odparł Don Kichot, — że mnie nie bolało, gdy ciebie podrzucano? Nie mów tak i niech ci podobne myśli nigdy do głowy nie przychodzą; bądź pewien, że wycierpiałem wówczas więcej na duchu niż na ciele. Ale na ten czas dajmy temu pokój, w stosownej porze to roztrząśniemy. Powiedz mi, przyjacielu Sanczo, jakie słuchy o mnie po wsi chodzą? Co o mnie myślą kmiecie, co rozumieją wielcy panowie i szlachta o mojej dziel-
- ↑ Jest to stary aforyzm łaciński: quando caput dolet, cetera membra dolent.