liwie i tak gwałtownie pomocy wzywać, że wszyscy, co go słyszeli, rozumieli, że go już zwierz jakiś luty pożera. Nakoniec srogi odyniec został ubity na miejscu razami oszczepów. Don Kichot, obróciwszy się na krzyk Sanczy i poznawszy go po głosie, ujrzał swego giermka zawieszonego na drzewie głową na dół. Przy nim stał wierny osioł, który go nie chciał odstąpić w tak złym razie. Cyd Hamet powiada, że rzadko widywał Sanczę bez osła, a osła bez Sanczy, tak wielka bowiem była ich wzajemna wierność i przywiązanie. Don Kichot odplątał nieboraka giermka, który, znalazłszy się na ziemi już bezpieczny, spojrzał na swoją suknię rozdartą i nie mało się zasmucił, gdyż szacował ją na całą majętność. Wspaniały odyniec został włożony na grzbiet muła i przykryty gałęziami rozmarynu oraz mirtu. Myśliwi zawiedli go, jako łup zwycięzki do namiotów, rozstawionych w środku kniei, gdzie stoły były sowicie zastawione. Po obfitych a wymyślnych daniach łatwo było zgadnąć wspaniałość tego, kto tę ucztę wydawał. Sanczo przybliżył się do księżnej i, pokazując jej strzępy sukni rozdartej, rzekł:
— Gdyby to polowanie było na zające albo na ptaszki, moja sukniaby ocalała i uniknęłaby tego oporządzenia. Nie wiem, co to za uciecha czekać na zwierza bezecnego, który kły wyszczerzywszy, człowieka na tamten świat może wyprawić. Przypominam sobie starodawną romancę, która powiada:
Pożarty będziesz przez niedźwiedzi
Jak ten Favila znamienity.
— Był to król Gotów — rzecze Don Kichot — który na polowaniu od niedźwiedzi został pożarty.
— Toż samo ja chcę mówić — odpowie Sanczo — nie chciałbym, aby książęta i królowie podawali się na takie niebezpieczeństwa, przynaglani do tego fol-