Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/344

Ta strona została przepisana.

nem wstawaniu; bebechy ruszają nogi do drogi, a nie nogi bebechy. Chcę przez to powiedzieć, że jeżeli mnie Pan Bóg wesprze, a ja zacnie będę moją powinność czynił, ani chybi, rządzić będę lepiej od raroga. Kto nie wierzy, niechaj mi palec do gęby włoży, obaczy czy kąsam, czy nie.
— Bądź przeklęty od Boga i wszystkich świętych, Sanczo niegodziwy — zawołał Don Kichot. — Kiedyż wreszcie nastąpi dzień, gdy obaczę, że rozprawiasz do składu, w słowach foremnych i bez dziesiątka przysłów. Proszę Księstwa Ichmościów rozkazać milczeć temu plotuchowi, jeżeli nie chcą, aby im dusze zmiażdżył, już nie między dwoma, ale między dwoma tysiącami przysłów.
— Przysłowia Sanczy — powie księżna — choć są liczniejsze, niż przysłowia Greka, objaśniacza Santiago[1] cenić należy dla ścisłości i krótkości ich sentencyj. Co do mnie powiedzieć muszę, że mi bardziej od innych do smaku przypadają, choćby tamte i lepiej przystosowane były.
Tak rozmawiając, wyszli z namiotu i obrócili się w głąb kniei, aby stanowiska obejść i obaczyć, jeżeli czego w sieci nie ułowiono.

Na tem zabawianiu się noc ich zaskoczyła, ciemniejsza i mniej pogodna, niżby się tego można było spodziewać po porze roku, którą było lato. Mrok, wraz z nocą zapadający, bardzo był dogodny dla zamysłów księcia i księżnej. Gdy noc schodzić poczynała, zanim jeszcze zmierzchło, nagle zdało się, że las z czterech stron się zapalił; usłyszano, tu, tam i powszędy odgłos trąb, kotłów i innych wojennych narzędzi brzmienie okropne, jak gdyby kilka pułków wojska konnych w boru się spotkało. Łuna ognia i hałas narzędzi wojenych uczyniło ślepymi i głuchymi wszystkich, co się w boru naleźli. Usłyszano potem nieskończone „hélélis“ okrzyki, które Maurzy wznoszą, rzucając się do boju. Dźwięczały trąby i puzony,

  1. W wieku XVI nadano tę nazwę Fernandezowi Nuniez de Guzmén, słynnemu helleniście z Salamanki.