warczały bębny, świszczały piszczały i hoboje, a wszystko to jednocześnie taki przeraźny i gwałtowny huk sprawowało, że trzeba było być głuchym, aby nim się nie stać. Książę został zadziwiony, księżna się zestrachała, Don Kichot osłupiał, a Sanczo od strachu ledwie żył. Księstwo zdawali się być przestraszonymi. Zadrżeli nawet ci, co byli uwiadomieni o wszystkiem.
Nareszcie, wraz z obawą, i spokój zapanował. Posłaniec, ustrojony na podobieństwo djabła, przybiegł, dmąc miast w trąbę, w róg olbrzymi, który odgłos chrypliwy i przeraźliwy wydawał.
— Hej, gończe, — zawołał książę. — Kto jesteś, dokąd zmierzasz i co za wojownicy są ci, co przez las przechodzą?
— Ja jestem djabeł — odpowie goniec strasznym głosem — szukam Don Kichota z Manczy; konni, co tu jadą, stanowią sześć oddziałów czarnoksiężników, którzy prowadzą nieporównaną Dulcyneę na wozie zwycięskim; pospołu z zaczarowaną jedzie waleczny Francuz Montesinos, co ma opowiedzieć Don Kichotowi sposób odczarowania Dulcynei.
— Gdybyś był djabłem, jak powiadasz i o czem pozór twój świadczy, — rzekł książę — poznałbyś zaraz rycerza co go szukasz, gdyż masz go przed sobą!
— Na Boga i na duszę mą przysięgam — odparł djabeł, — że nie zauważyłem tego, tyle mam dziwnych rzeczy w umyśle, żem przepomniał najznaczniejszej, dla której tu właśnie przybyłem.
— Zaprawdę — zawoła Sanczo — ten djabeł musi być człekiem poczciwym i dobrym chrześcijaninem, jeśliby tak nie było, nie przysięgałby na Boga i na swoją duszę. Odtąd będę utrzymywał, że i w piekle są ludzie zacni.
Czart, obróciwszy wzrok na Don Kichota, zawołał, nie zsiadając z konia:
— Do ciebie, Rycerzu Lwów (obym cię mógł pręd-
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/345
Ta strona została przepisana.