Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/350

Ta strona została przepisana.

wstrętu, Sanczo Pansa od strachu, księstwo zdawali się być potrwożeni. Żywa śmierć prędko na nogi powstała i głosem nieskorym, jakby w półśnie pozostając, mówić poczęła:

Merlinem jestem, o którym powiada historja,
Że miał za ojca szatana, w jego prawdziwej postaci.
Kłam to niegodny, a jednak wiarę mający od wieka!
Książę sztuki magicznej, nawet jej król, archiwista
Nauk Zoroastrowych, współzawodniczę z wiekami,
Co mogą zaćmić najtęższe błędnych rycerzów uczynki,
(Rycerzy owych miłością zawsze me serce darzyło)
Choć magów i czarowników twarde jest przyrodzenie,
Moje jest miętkie i miłe i wszystkim ludziom przychylne.
W ciemnej jaskini Plutona, gdzie moja dusza zamkniona
Była zabawna tworzeniem różnych przyrodzeń magicznych,
Rozległ się głos zasmucony nieporównanej piękności,
Wysokiej damy i pani, Don Dulcynei z Toboso.
Poznałem jej omamienie, jak też nieszczęście okrutne
I przedzierzgnienie jej w chłopkę grubą, plugawą i sprośną
Z wdzięcznej księżniczki!... I owóż litość. mnie zdjęła największa
Przeto więc, wziąwszy na siebie kształt przeraźnego szkieletu,