krom tego wymawiam sobie, żebym nie był przymuszony karać się dyscypliną aż do krwie i aby niektóre razy, chocia będą jak od much odpędzania, także weszły w rachunek. Takoż, jeśli się trafunkiem pomylę, pan Merlin, który wie wszystko, plagi zliczy i uwiadomi mnie, czy ich było zamało, czy za wiele.
— O przydatku zawiadamiać nie będzie trzeba — odparł Merlin — bo jak tylko do liczby okryślonej dojdziemy, pani Dulcynea zaraz oswobodzona będzie i stanie tu sama dziękować panu Sanczy i zawdzięczenie mu uczynić za jego dzieło litościwe. Nie trza mieć obawy o więcej, ani o mniej. Niech Bóg zachowa, abym miał kogoś oszukać, nawet wobec włosa z głowy jestem sprawiedliwy.
— W imię Boże zatem — rzekł Sanczo — zezwalam na moją biedę i przyjmuję tę pokutę, z zachowaniem już rzeczonych warunków.
Zaledwie Sanczo słowa te wyrzekł, zaczęła grać kapela dzwoneczków i zabrzmiała nieustanna z rusznic i muszkietów palba; Don Kichot skoczył do Sanczy, ułapił go za szyję i począł go serdecznie ściskać i całować. Księstwo, i inni przytomni dali po sobie oznaki wielkiej radości.
Wtem wóz ruszył z miejsca. Piękna Dulcynea, odjeżdżając, skłoniła głowę przed księstwem, zaś Sanczy dziękczynienie swoje głębokim wyraziła pokłonem.
Tymczasem radosna i uśmiechnięta jutrzenka zbliżać się zaczęła, kwiatuszki polne wyprostowały swoje łodygi, a kryształowe wody strumyczków, szemrając mile, między białemi i szaremi kamieniami, spieszyły się nieść należną daninę oczekującym rzekom. Radosna ziemia, jasne niebo, przezrocze powietrze, światło łagodne, wszystko to pospołu wzięte, dawało poznakę, że dzień, który się okrywał połą sukienki jutrzenkowej, będzie cichy i pogodny. Księstwo wielce radzi
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/357
Ta strona została przepisana.