Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/46

Ta strona została przepisana.

umystu i bystrego przyrodzenia. Wielkiej na to trza zdatności, aby wyrazić na piśmie, z osobnym wdziękiem, to, co się mówi. W komedji najtrudniej jest wystawić charakter błazna, czy cymbała,[1] gdyż nie może być przecie głupcem ten, co jako głupiec przedstawić się pragnie. Historja jest rzeczą świętą, ponieważ na prawdzie gruntować się winna. Gdzie zaś jest prawda, tam i Bóg, który sam jest prawdą. Z tem wszystkiem zdarzają się ludzie, którzy płodzą księgi, jakby to były owoce w cieście smażone.
— Niema takiej złej księgi, w którejby się cos cnotliwego nie zawierało — odparł bakałarz.
— Prawda jest — rzecze Don Kichot — lecz nieraz się zdarza, że ludzie, którzy zdobyli sobie swemi pismami wielki mir i sławę, tracili ją, lub na szwank narażali, pisma te do druku oddając.
Przyczyna leży w tem — odparł Samson — że dzieła drukiem ogłoszone, ściślejszym podlegają rozważaniom i że wszystkie ich błędy i uchybienia bardziej się w oczy rzucają. Im większa jest sława tego, co je składa, tem surowszy sąd je spotyka. Ludzie, co sobie imię, dzięki swoim zdatnościom zdobyli, wielcy poetowie, znakomici dziejopise są wystawieni na nagany mnóstwa ludzi, którzy dwóch zdań do kupy nigdy nie złożyli.
— Nie trzeba się temu dziwować — rzekł Don Kichot jest także siła teologów znamienitych, co to, wchodząc na kazalnicę, nic nie są warci, a przecie się poznają zawsze doskonale na ustyrkach i błędach, w kazaniach innych księży popełnionych.

— Wszystko to prawda, panie Don Kichocie — odparł Karrasco — tem nie mniej pragnąłbym jednak, aby ci przyganiacze a cenzorowie byli mniej skrupulatni i więcej wyrozumieli i nie zważali tak bacznie na każdą plamkę tego słońca, co świeci w dziełach, na które zrzędzą. Chociaż bowiem, aliauando bonus dormitat Homerus, to przecież niejedną noc on

  1. W starożytnych farsach hiszpańskich głównymi bohaterami byli: Baskijczyk, Cyganka, sługa-żarłok, niewolnica lub służąca maurytanka i „el bobo“, albo „simple“, t. j. grubijanin i matoł, prawiący same głupstwa. Był on poprzednikiem typu „gracioso“, występującego w komedjach złotego wieku literatury hiszpańskiej jak „Conde no hay agravios no hay celos“ i „Ama y criado“ Francisco de Rojas Zorilla (1607-1648). Typ „bobo“ pojawia się po raz pierwszy w „Comedia de Rubena“ Gil‘a Vicente.