Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/71

Ta strona została przepisana.

przeliczone dobra tam się znajdują. Nie tajno mi, że ścieżka cnoty wąska jest i stroma, zaś droga występku przestrona i szyroka wielce. Cel tych dwóch dróg bardzo jest odmienny, gdyż na końcu wygodnego i powabnego gościńca grzechu śmierć dybie napastliwa, zasię u kresu stromej uciążliwej ścieżki cnoty otwiera się życie, nie doczesne, ale to, co nigdy nie przeminie. Wiem, że, jak powiada, nasz wielki kastylijski poeta:

Przez takie utrapienia, z ziemskiego padołu
Wejdzie ten, do niebieskiej, wieczystej krainy,
Kto każe się wprzód ugiąć wyniosłemu czołu[1]

Ach, ja nieszczęśliwa! — zawołała siostrzenica. Mój pan, wuj, jest także wierszopisem! Wszystko wie, wszystko może! Poszłabym o zakład, że gdyby chciał zostać murarzem, postawiłby dom tak łatwie, jakby klatkę zrychtował.
— Zaręczam ci — odparł Don Kichot — że gdyby myśli rycerskie wszystkich moich zmysłów nie zaprzątały, nie byłoby rzeczy na świecie, do którejbym zdatny nie był. Jakież to cacka z moich rąk by wychodziły, przedewszystkiem zaś klatki i piórka do wykalania zębów.

W tem miejscu ich rozmowy ktoś zakołatał do drzwi. Gdy zapytano kto zacz, Sanczo Pansa odparł, że to on. Zaledwie ochmistrzyni jego głos usłyszała, zaraz odeszła, aby się ukryć, tak go bowiem cierpieć nie mogła. Siostrzenica otwarła drzwi. Don Kichot przyjął swego giermka z otwartemi ramionami. Zaraz zamknęli się w izbie, gdzie mieli zabawną rozmowę, nie ustępującą dyskursom poprzednim.

  1. Są to wiersze Garcilaso de la Vega, z jego elegji na śmierć Don Bernardina z Toledo, brata księcia Alby. Umarł, wracając do kraju, po zdobyciu Tunisu (1535).