Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/89

Ta strona została przepisana.

całować dyscypliny żelazne, któremi się braciszkowie chłostali, ciało swoje rozraniając. Więcej się te dyscypliny szacuje, niż szpadę Rolanda, która ma się znajdować w zbrojowni pana naszego, króla (niechże go Pan Bóg w zdrowiu zachowa!) Dlatego też, WPanie, więcej znaczy być pokornym braciszkiem, przynależnym do jakiegobądź zakonu, niźli dzielnym i błędnym rycerzem. Kilka tuzinów razów, wymierzonych dyscypliną, milsze jest Panu Bogu, niźli dwa tysiące sztychów szpadą, czy lancą, zadanych olbrzymom, strzygom, czy innym cudakom.
— Wszystko to prawda — rzekł Don Kichot — ale nie wszyscy możemy być świętobliwymi braciszkami. Siła jest dróg, któremi pan Bóg prowadzi przez się wybranych do nieba. Rycerstwo błędne jest nakształt zakonu, ma ona w raju swoich świętych popleczników.
— Zapewne — rzecze Sanczo — aliści słyszałem, że w niebie jest więcej zakonników, niżli rycerzów błędnych.
— To prawda — odparł Don Kichot — bowiem liczba zakonników większa jest, niźli liczba rycerzy błędnych.
— Wieluż jest na świecie rycerzów błędnych — rzekł Sanczo.
— Wielu — przydał Don Kichot — jednakowoż mało tych, co na miano prawdziwych rycerzów zasługują.
Na takich gawędkach spędzili noc i dzień następny, w trakcie którego to czasu nie przydarzyło im się nic, godnego uwagi. Wielce się to niepodobało Don Kichotowi. Wreszcie nazajutrz ku wieczorowi, ujrzeli wielkie miasto Toboso. Rycerz nasz, na ten widok, radością niepojętą został przenikniony. Sanczo zasię zasmucił się wielce, bowiem nie wiedział, gdzie znajduje się dom pani Dulcynei, której w życiu swem, jako żywo, nigdy nie widział, tak, jak i jego pan. Mówiąc pokrótce, obaj byli pomieszani, jeden z pragnienia obaczenia