Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/101

Ta strona została przepisana.
KAPITULUM XLIX
O TEM, CO SIĘ PRZYDARZYŁO SANCZO PANSY, GDY SPRAWIAŁ RONT NA WYSPIE

Zostawiliśmy naszego wielkiego rządcę, Sanczę, urażonego i pełnego kolery na franta kmiecia-żartownisia, który nauczony od marszałka dworu, według rozkazu księcia, drwił sobie z Sanczy. Aliści on chocia prostak, dobrych manjer i edukacji pozbawiony, wszystkim umiał odpór dawać i nie mieszał się zatrudnieniami.
Obracając się tedy do przytomnych i do doktora Rezia, który, ukończywszy czytanie sekretnego listu księcia, powrócił do sali, rzekł: — Teraz, zaprawdę, rozumiem przez eksperjencję, że sędziowie i gubernatorzy są lub muszą być z bronzu, aby nie czuć uprzykrzonych nalegań tych, co o każdej godzinie i porze chcą być wysłuchani i zaspokojeni, zważając tylko na swoją sprawę, cokolwiekby się stać miało. Jeśli biedny sędzia ich nie wysłucha i nie załatwi sprawy odrazu, gdyż albo to nie leży w jego mocy, albo nie jest to odpowiednia do posłuchań pora, przeklinają go, szemrają nań, dogryzają, aż do kości i złorzeczą całemu jego pokoleniu. Natrętniku głupi, pieniaczu naprzykrzony, nie pospieszaj się tak nagle, czekaj na czas i porę stosowną, aby sprawę swoją wyłożyć, nie przychodź w godzinie posiłku lub odpoczynku, gdyż sędziowie są ludźmi z krwi i kości i muszą oddawać