Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/119

Ta strona została przepisana.

i rzeknijcie jej odemnie aby była gotowa, bowiem zamyślam dać ją w stadło znamienite, kiedy się tego najmniej spodziewać będzie. Powiedziano mi, że w Waszej okolicy znajdują się wielce wspaniałe żołędzie, przyślijcie mi ze dwa tuziny, miły mi będzie ten podarek od Was pochodzący.
Napiszcie mi obszernie o swojem zdrowiu i powodzeniu. Jeżeli Wam czego potrzeba, należy tylko gębę otworzyć, już się ją napełni. Niech Was Bóg zachowa! Z tego miejsca. Wasza oddana przyjaciółka

KSIĘŻNA.

— Ach! — zawołała Teresa — wysłuchawszy listu — jakaż to dobra, szczera i skromna pani! Oby mnie pochowano z takiemi paniami właśnie, a nie z szlachciankami tutejszemi, które mniemają, że wiatr ich nawet dotknąć nie powinien, dlatego, że są szlachciankami. Idą do kościoła z takiem napuszeniem, jakby królowemi były; za wstydby sobie miały spojrzeć na wieśniaczkę. A tu księżna, dobra pani, zwie mnie swoją przyjaciółką i zwraca się do mnie, jakbym jej równa była. Obym ją widziała tak wyniesioną, jak najwyższa wieża w całej Manczy. Co się żołędzi tyczy, WPanie, poślę Jej Dostojności pół korca tak wielkich, że je jako cud podziwiać można. Teraz zaś niech Sanczyka ma staranie o należyte ugoszczenie WPana; zawiedź konia do stajni, poszukaj jajec, odkraj dobry połeć słoniny, a podejmiemy gościa strawą książęcą. Dobre nowiny, które przynosi i jego mina warte są wszystkiego. Ja zaś pójdę powiedzieć o naszej radości sąsiadom, a takoż ojcu naszemu plebanowi i majstrowi Mikołajowi, balwierzowi, którzy zawsze byli wielkimi przyjaciółmi ojca twego. — Niczego nie zaniedbam — odparła Sanczyka — ale zważcie pani matko, że winniście mi oddać połowę tych korali, bo jak myślę, pani księżna nie była tak głupia, aby wam cały sznur darować.