Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/151

Ta strona została przepisana.

Mnie przystojniej z łopatą w garści, niżli ze sceptrum gubernatora. Wolę się sycić zupą z czosnku, niżli podlegać twardej opiece niezbytego doktora, który mnie chce głodem zamorzyć. Wolę, powiadam, spoczywać latem w cieniu dębu, zaś zimą wysypiać się zakutany w kabat, skórą owczą podbity, byleby tylko czuć swoją swobodę, niżli spać na płótnach z Holandji i stroić się w skóry kunie i futra sobolowe, ciężar rządzenia na sobie nosząc. Ostańcie z Bogiem WPanowie i powiedzcie księciu, że nagi na świat przyszedłem i nagi się być znajduję, ani nie straciłem, ani nic nie zyskałem; chcę rzec, że bez jednego szeląga, nastałem na te urzędy i bez jednego szeląga stąd odchodzę, przeciwko zwyczajowi gubernatorów innych wysp. Rozstąpcie się i dajcie mi przejazd swobodny, jadę, aby się plastrami obłożyć, gdyż, jak mi się zdaje, wszystkie żebra mam połamane, z łaski nieprzyjaciół, którzy tej nocy przechadzali się po mnie!
— Tego nam WPan nie uczyni, panie Gubernatorze — rzekł doktór Pedro Rezio — dam Waszej Miłości kordjał na obrażenia, który powróci Wam dawny wigor i zdrowie. Co się tyczy posiłków, to przyrzekam Waszej Miłości, że się poprawię i pozwolę jeść w wielkiej obfitości wszystko, na co tylko będziecie mieli wolę.
— Późno, mój miły — odparł Sanczo. — Mam równą chęć tu siedzieć, jak Turkiem ostać. Tych żartów dwa razy powtarzać nie lza. Równie tu nie pozostanę, równie innego urzędu nie przyjmę, choćby mi go dawano, jako potrawę wymyślną między dwoma daniami, jak i bez skrzydeł do nieba nie dolecę. Jestem z rodu Pansów, zaś my wszyscy mamy łby twarde: gdy mówię raz nie do pary, tak być musi, choćby i było do pary i choćby cały świat mówił inaczej. Niech w tej stajni ostaną skrzydła mrówki, które mnie w powietrze uniosły, abym jadał jaskółki i wróble, a my zacznijmy chodzić po ziemi, nogami dobrze