Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/156

Ta strona została przepisana.

chleb, sól, noże, orzechy, kawałki serów i gnaty prosięce, których jeśli już obgryzać nie można było, to przynajmniej można je było wysysać. Rozdana została także potrawa czarna, co się zowie cabial, przyrządzona z ikry rybiej i wielce apetyt pobudzająca. Nie brakowało im także oliwek, acz suchych i bez soku, przecie smakowitych i pachnących. Najwięcej jednak tę ucztę na trawie ozdobiło sześć sporych butlów wina. Każdy z swej sakwy jedną wyciągnął, nawet poczciwy Rikote, co z Maura przedzierzgnął się w Niemca, wydobył butlę, która wielkością innym dorównywała. Zaczęli pojadać z wielkim smakiem, z rozmysłem, a powoli, kosztując każdy kęs, który końcem noża brali. Naraz podnieśli wszyscy w górę ramiona i swoje butle, poczem szyjki ich do gęb wraziwszy, oczy w niebo utkwili, jakby ich tam jakiś widok przynęcił. W tej postawie głowy raz na tę stronę, to znów na tamtą przechylali, jakby na znak doznawanej rozkoszy, która trwała tak długo, wpóki cała zawartość tych butlów do ich brzuchów nie przeszła. Sanczo patrzył na to wszystko i „nad niczem nie bolał“.[1] Przeciwnie, zgodnie z przysłowiem, które znał: „kiedy wejdziesz między wrony, krakaj jak i ony“, poprosił Rikota o butlę i, jak wszyscy inni, z tem samem ukontentowaniem wzrok w niebo wbił. Butle cztery razy pozwoliły należycie być wychylone, ale za piątym razem już posłuszeństwa odmówiły, wyschłe i suche były bowiem bardziej od janowca. To nieco umniejszyło radość, którą wszyscy okazywali. Od czasu do czasu niektórzy z pielgrzymów ściskali Sancza za prawicę, mówiąc: „Hiszpan i Niemiec, dwa kompany“, zaś Sanczo odpowiadał: „Dobrzy kompani do króćset!“ i wybuchał śmiechem, który przez godzinę się rozlegał.

Giermek zapomniał już o wszystkiem, co mu się na urzędzie przytrafiło, bowiem gdy człek je i pije, zmartwienia pospolicie nad nim władzy nie mają. Gdy

  1. Wiersz łaciński mówi: „Cum Romae fueris, romano vivito more“.