bez tego, aby był obligowany dziękować zań komuś, prócz samego nieba!“.
— Z tem wszystkiem — odparł Sanczo — nie byłoby dobrze, gdybyśmy się wdzięczni nie okazali za te dwieście skudów złotych, które mi wręczył w mieszku marszałek książęcego dworu. Noszę je na sercu, jako przedni kordjał, dający ulżenie i chroniący od przypadków niespodzianych. Niezawsze napotkamy zamek, gdzie nas po wielkopańsku ugoszczą, czasem zdarzy się nam przybyć i do karczmy, w której kijami omłócą.
Takiemi gawędami się bawiąc, rycerz błędny i jego giermek przejechali już milę drogi, gdy nagle natrafili na dwunastu ludzi, w suknie kmiece ubranych. Siedzieli na swych płaszczach, rozłożonych na trawie zielonej łąki i posilali się. Wedle nich były płótna białe, tu i tam w górze zawieszone, które jakąś rzecz ukrywały. Don Kichot zbliżył się do posilających się i, pozdrowiwszy ich dwornie, zapytał, co te płótna oznaczać miały.
— Są to, Mości Panie — odparł jeden — obrazy osób, w drzewie rżniętych, któremi posługiwać się będziemy w czasie widowiska w naszej wsi. Przykrywamy je, aby się nie popsowały i nosimy je na ramionach ze strachu, że się połamać mogą.
— Uczynilibyście mi rzecz miłą — rzekł Don Kichot gdybyście mi je obaczyć pozwolili. Obrazy, które się tak ochrania, muszą być udatne i piękne nad podziw!
— O i jak piękne! — zawołał jeden — dość zważyć na to, jaka jest ich cena. Nie masz ani jednego, któryby pięćdziesięciu dukatów nie wartał. Aby Wasza Miłość mogła uznać, że prawdę powiadam, niechaj się na własne oczy przekona.
To rzekłszy, przestał się pożywiać i zdjął zasłonę z pierwszej osoby, która się okazała Świętym Jerzym, siedzącym na koniu i mającym u swych stóp rozpła-
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/186
Ta strona została przepisana.