— Powiem rzetelnie, co mam naprawdę: a owóż nogi wołowe, co się wydają nóżkami cielątka, albo lepiej nóżki cielątka, co się wydają nogami wołu. Są już ugotowane, wraz z cebulą, grochem i słoniną, i zaraz powiedzą: jedzcie mnie, jedzcie mnie!
— Nogi wołowe zamawiam dla siebie — rzekł Sanczo — niechaj mi się ich nikt tknąć nie waży, bowiem zapłacę lepiej niż każdy. Niema mięsiwa, którebym tak lubił, jak tę potrawę, a o to już nie stoję, czy to nogi byka, czy wołu, byleby tylko nogi były.
— Nikt ich nie tknie — odparł karczmarz, — bowiem inni goście, co się tu znajdują, są panami znacznymi. Mają ze sobą kucharza i szafarza.
— Co się tyczy znaczności — odparł Sanczo — mój pan nikomu kroku nie ustąpi. Ale jego powołanie nie pozwala mu na trzymanie śpiżami.
Sypiamy często na łąkach i żywimy się żołędziami i nieszpułkami.
Na tem się ta rozmowa skończyła; Sanczo nie chciał jej dalej ciągnąć i nie odpowiedział oberżyście na pytanie, jakiego powołania i dostojności był jego pan.
Gdy się zbliżyła godzina wieczerzy, Don Kichot udał się do swojej izby. Gospodarz przyniósł garnek i wszyscy zasiedli do stołu. Nagle Don Kichot usłyszał rozmowę w sąsiedniej izbie, którą od jego komnaty tylko przepierzenie z desek dzieliło.
— Proszę was panie, Don Hieronimie, przeczytajmy jeszcze jedno kapitulum z „Drugiej części Don Kichota“ zanim wieczerzę przyniosą[1].
Zaledwie Don Kichot swoje imię usłyszał, zerwał się na równe nogi i, nadstawiwszy uszu, jął słuchać tego, co mówią.
Don Hieronim odparł:
— Pocóż chcecie, Wasza Miłość, abyśmy te głupstwa czytali? Zali to możliwe, aby ten, co zna już
- ↑ Prócz innych złośliwości i insynuacyj, mógł przeczytać w prologu:... „hemos de decir dél que como soldado tan vicjo en anos cuanto mozo en brios, tiene más lengua que manos“. (Możemy powiedzieć, że ów żołnierz, t. j. Cervantes tak jest stary latami, jak młody odwagą; ma więcej języka niż rąk“).