oczy od rzeczy brudnych i plugawych. Zapytano się go potem, gdzie teraz udać się zamierza? Odparł, że jego zamysłem jest obrócić się ku Saragossie, aby wziąć udział w gonitwach, które się tam corocznie odprawiają.[1] Don Juan oznajmił mu, że autor nowej historji namienia, jakoby Don Kichot, czy też ktoś, tego imienia używający, miał się tam znajdować i biegać do pierścienia; jest to opowieść zbyta wszelkiej inwencji, wielce uboga w zawołania i dewizy, i nie opisująca strojów, za to bogata w głupstwa i bzdury. — Dla tej przyczyny właśnie — odparł Don Kichot — noga moja nie postanie w Saragossie; tak iż cały świat uzna niecne łgarstwo tego nowego dziejopisa, a wszyscy spostrzegą, że nie jestem tym Don Kichotem, o którym tamten powiada.
— Wybornie uczynicie, WPanie, — rzekł Don Hieronim — takoż i w Barcelonie odbywają się gonitwy, gdzie będziecie mogli okazać swą zdatność i męstwo.
— Taki jest mój zamysł — odparł Don Kichot — a teraz, za pozwoleniem WPanów, muszę się udać na spoczynek, gdyż pora jest już późna. Proszę, abyście odtąd zaliczali mnie do pocztu swoich naj>lepszych przyjaciół i sług.
— I mnie takoż — przydał Sanczo — może jeszcze w czemś przydatnym będę się mógł okazać.
Don Kichot i Sanczo, pożegnawszy się, odeszli do swojej izby, pozostawiając Don Juana i Don Hieronima, niepomału zadziwionych z tego pomieszania rozumu i szaleństwa.
Podróżni nie wątpili, iż byli to prawdziwi Don Kichot i Sanczo, nie zaś ci, których autor aragoński przedstawił. Don Kichot obudził się skoro świt i, zapukawszy w ścianę sąsiedniej izby, pożegnał się z dwoma rycerzami.
Sanczo zapłacił hojnie gospodarzowi i poradził mu, aby mniej wychwalał swoją gospodę, a za to lepiej ją w żywność opatrywał.
- ↑ „Cofradia“, czyli związek rycerzy aragońskich, trzy razy do roku obchodził uroczyście święto patrona Aragonu, św. Jerzego. Wyprawiano gonitwy i turnieje, zwane „turniejami zbroi“ bowiem nagrodę zwycięzcy stanowiła całkowita zbroja, ze wszystkiemi przynależnościami.