Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/229

Ta strona została przepisana.

Przy wjeździe do grodu złośliwy przypadek, który jest twórcą wszelkiego zła oraz dzieci, będące więcej złośliwemi, niźli sama złośliwość, sprawiły, że dwaj zuchwali swywolnicy przecisnęli się przez tłum, podnieśli Rossynantowi i osłu ogony i podłożyli im pęki kłującego janowca. Biedne bydlęta, poczuwszy te niezwykłe ostrogi, ścisnęły ogony, co im tem bardziej dokuczyło, tak dalece, że jęły wierzgać przodem i zadem, aż wreszcie zrzuciły swoich panów na ziemię. Don Kichot, rozgniewany i strapiony pobiegł, aby odjąć swemu rumakowi kłujące pierze z podogonia, to samo uczynił Sanczo ze swoim osłem. Kawalerowie, wiodący Don Kichota, chcieli ukarać zuchwalstwo swywolników, ale niemożliwe się to okazało, gdyż chłopcy wmieszali się już w ciżbę tych, co szli za nimi.
Don Kichot dosiadł z powrotem Rossynanta, zaś Sanczo osła. Odprowadzani powszechnemi aplauzy i muzyką, przybyli do domu tego, kto ich prowadził. Był to dom przestrony i wspaniały, jak przystało na dom bogatego rycerza.
— Zostawiamy Don Kichota w tem miejscu tymczasem, bowiem tak chce Cyd Hamet.