chat wsiadł weń, galera kapitańska dała strzał z harmaty, stojącej na rufie, zatym wszystkie inne powtórzyły strzelania. Potem, gdy Don Kichot wstąpił na statek, po drabince liniowej, cała ciurma powitała go, jak to jest w obyczaju, gdy jakaś dostojna persona na galerze się zjawi, wrzeszcząc: Hau, hau! Generał[1] (tak będziemy go nazywali), który był szlachcicem walenckim, znacznego urodzenia, podał Don Kichotowi rękę, uścisnął ją i rzekł: — Dzień ten naznaczę białym kamieniem, jako jeden z najszczęśliwszych dni mego życia, widziałem bowiem pana Don Kichota z Manczy, w którym mieści się i błyszczy cała cnota rycerstwa błędnego. Don Kichot, zachwycony będąc tem przyjęciem znakomitem, odpowiedział z niemniejszą dwornością. Poczem udali się na rufę, również pięknie przyozdobioną i usiedli na ławach blisko steru. Dozorca niewolników ukazał się między pomostami i świstem dał znak ciurmie; wówczas wszyscy rudelnicy, w okamgnieniu, suknie zrzucili. Sanczo, ujrzawszy tak wielu ludzi, całkiem obnażonych, z zadziwienia gębę otworzył, jeszcze więcej jednak zadziwił się, gdy spostrzegł namiot, podnoszący się z taką szybkością, iż zdawać się mogło, że mnóstwo czartów przytem pracuje.
Wszystko to jednak było słodką śmietaną, w przyrównaniu do tego, o czem mówić zamierzam. Sanczo usiadł na słupku na rufie, obok rudelnika z prawej ławki. Ów, będąc uwiadomiony, co ma czynić, pochwycił Sanczę i podniósł do góry (cała ciurma stała na nogach, bacznie spoglądając) i podał go sąsiadowi wkrótce biedny Sanczo począł fruwać z rąk do rąk i z ławy na ławę, z taką szybkością, iż nieborak rozumiał, że go bisi porwali; przerzuciwszy go na lewą stronę, puścili go wolno dopiero koło rufy, gdzie pozostał umordowany, ciężko dyszący, zapocony srodze i nierozumiejący, co się z nim stało. Don Kichot, ujrzawszy, że Sanczo bez skrzydeł po powietrzu lata,
- ↑ Generałem tym jest Luis Colona, hrabia de Elda.