Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/247

Ta strona została przepisana.

spytał generała, czyli to był zwyczaj, używany wobec wszystkich, co pierwszy raz na galery wstępują. — Jeżeli tak jest — dodał — nie chcę podobnego ćwiczenia odbywać sam, ponieważ nie mam zamysłu do marynarki wstępować. Jeżeli ktokolwiek ośmieli się położyć rękę na mnie, abym w powietrzu podobne obroty czynił, klnę się na Boga żywego, że go zaduszę, lub bebechy z niego wypuszczę.
Rzekłszy te słowa, położył dłoń na rękojeści szpady.
W tej chwili zwinięto namiot i spuszczono z góry, z ogromnym hukiem, maszt żaglowy. Sanczo rozumiał że niebo oderwało się z zawiasów i runęło mu na głowę, tak iż, pełen trwogi, ukrył łeb między nogami.
Don Kichot również nie mógł zachować swej zimnej krwi, zadrżał, ramiona stulił i na twarzy się zmienił. Ciurma, z taką samą szybkością i łoskotem, co przy zwijaniu, podniosła maszt z żaglami, w zupełnej cichości i milczeniu, jakby ci wszyscy flisi galerowi niemymi byli. Dozorca dał znak, aby kotwicę podnosić, poczem, skoczywszy zaraz na pomostek, począł rudelników okładać po plecach byczym rzemieniem.
Sanczo, obaczywszy że tyle czerwonych nóg naraz się porusza (był tego o wiosłach rozumienia), rzekł do siebie: — Hej, są to prawdziwe czary i omamienia, nie te, co mój pan powiada. Cóż uczynili ci nieszczęśnicy, że im tak skórę garbują? I jak ten człowiek, świstający w piszczałkę, ma odwagę biczować tylu ludzi? Na mą duszę, nie obawiam się rzec, że jest to piekło prawdziwe, lub przynajmniej czyściec. Don Kichot, zważywszy, z jaką bacznością Sanczo się rozgląda, rzekł: — Ach, przyjacielu Sanczo, gdybyś zechciał, mógłbyś teraz nie mieszkając, obnażyć się do pasa i stanąć pośrodku tych ludzi, aby skończyć z zaczarowaniem pani Dulcynei. Widząc cierpienia tylu ludzi, mniejbyś swój ból odczuwał. Może także mądry