Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/257

Ta strona została przepisana.
KAPITULUM LXIV
KTÓRE MÓWI O PRZYGODZIE NAJGORSZEJ Z TYCH WSZYSTKICH, CO SIĘ DON KICHOTOWI DOTYCHCZAS PRZYTRAFIŁY

Żona Don Antonia Moreno, jak o tem historja powiada, rada była mieć Annę Szczęsną w swym domu; przyjęła ją tedy z wielką uprzejmością, zachwycona nie mniej jej ludzkością, jak i pięknym pozorem, bowiem Maurytanka była doskonałością wcieloną, tak iż całe miasto, jakby na dźwięk dzwonu, zbiegało się, aby ją podziwiać.
Don Kichot rzekł do Don Antonia, że przedsięwzięcie, jakie ułożono, celem oswobodzenia Don Gregoria, nie zdawało mu się dobre, ani skuteczne, więcej bowiem hazardów niż korzyści przedstawiało, i że to raczej on, w pełnym rynsztunku, na swym bachmacie siedząc, winien zawieść młodego człeka do Barbarji, na złość wszystkim Maurom, jak to uczynił był Don Gaiféros z małżonką swoją, Malisandrą. — „Nie myślcie nawet o tem, Wielmożny Panie — rzekł Sanczo, usłyszawszy te słowa — bowiem pan Gaiféros uniósł swą małżonkę ze stałej ziemi, a takoż, przez stały ląd, ją do Francji uprowadził, tu jednak, co innego jest do zważenia, gdybyśmy bowiem przypadkiem Don Gregoria porwali, nie moglibyśmy go do Hiszpanji zabrać, zważywszy, że morze w pośrodku nas przedziela.