Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/29

Ta strona została przepisana.

obawiam się, iż tu w pobliżu jest gdzieś zgraja, djabłów, co nas zawloką do Peralvillo.[1]
Zawiązali sobie tedy oczy. Don Kichot czując, ze siedzi tak jak siedzieć powinien, zaczął nakręcać kołek. Ledwie rękę na nim położył, wszystkie damy i wszyscy przytomni zaczęli gromko wołać:
— Niechaj cię Pan Bóg prowadzi, mężny rycerzu. Niech Bóg będzie z tobą, nieustraszony giermku! Owóż już przecinacie powietrze jak chyżolotna strzała, już w podziwienie wprowadzacie tych, co na was z ziemi patrzą. Trzymaj się, śmiałku Sanczo, gdyż się kiwasz na wszystkie strony. Zważ, że twój upadek byłby gorszy niż tego młodzika zuchwałego, który chciał prowadzić wóz słońca — swego ojca.
Sanczo, usłyszawszy to wołanie, ujął wpół swojego pana, ścisnął go mocno ramionami i rzekł:
— Nie wiem, czemu to przepisać, WPanie, ze głosy tych, co powiadają, żeśmy wygórowali, dobiegają do nas tak wyraźnie, iż zdawa się, że mówią w pobliżu nas.
— Nie zastanawiaj się nad tem — rzecze Don Kichot. Ponieważ te nadpowietrzne latania wychodzą daleko poza obręb rzeczy zwykłych, możesz widzieć i słyszeć, z oddalenia tysiąca mil wszystko, co chcesz. Ale mnie tak nie ściskaj Sanczo, bo mnie zrzucisz z siodła. Nie wiem, zaprawdę, czego się lękasz, przysiadłbym, żem w życiu całem tak letko niosącego rumaka nie dosiadał; zdawa się, jakby się z miejsca wcale nie ruszał. Pozbądź się, przyjacielu, tych próżnych strachów, rzeczy idą dokładnie, jak iść powinny i mówić możemy, że wiatr mamy z tyłu.
— To prawda — odparł Sanczo — bo czuję z tamtej strony morszczyznę tak tęgą, jakby na mnie z tysiąca miechów dmuchano.

Miał przyczynę tak mówić, bo kilku ludzi dęło na nich z tyłu dużemi mieszkami. Książę, księżna i marszałek dworu, tak dobrze tę przygodę przygotowali,

  1. Miasteczko, obok Ciudad Real, gdzie ginęli złoczyńcy, przeszywani strzałami z łuków, skazani na śmierć przez św. Hermandadę.