Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/323

Ta strona została przepisana.

rysia, tak iż nic im nie ujdzie — dostrzegłszy zdala mitrę na łbie osła, podbiegli, aby jej się lepiej przypatrzeć.
— Hej, hej — wołali jeden przez drugiego — biegnijcie szybko, obaczyć osła Sanczo Pansy, ustrojonego niby książę i wierzchowca Don Kichota, jeszcze chudszego dzisiaj, niż dawniej.
Don Kichot, wraz z plebanem i bakałarzem Karrasco, otoczeni tą zgrają żartownisiów, wjechali do wsi i wkrótce zatrzymali się, naprzeciw domu Don Kichota. Na progu czekały gospodyni i siostrzenica, już uwiadomione o ich przybyciu. Żona Sanczo Pansy, dowiedziawszy się także o przybyciu swego męża, przybiegła rozkudłana i bosa, wiodąc za rękę córkę swą, Sanczykę. Obaczywszy, że mąż jej nie był w stanie okazałym, jak spodziewała się widzieć go, bowiem w jej mniemaniu Sanczo winien wielkorządstwo sprawować, rzekła doń:
— W jakim to stanie powracasz, miły mężu? Widząc, że idziesz piechotą jak pies nędzny, co wlecze łapy za sobą, możnaby cię poczytać raczej za hultaja bezrządnego, niż za samorządcę. — Zamilcz, Tereso — odparł Sanczo Pansa — stul gębę miła żono, nie na każdym haku połcie słoniny wiszą. Pójdź do domu, a opowiem ci nowin co niemiara. Przywożę pieniądze, co jest rzeczą główną, zdobyłem je własnym przemysłem, nie czyniąc krzywdy nikomu. — Ach, przywiozłeś pieniądze, mój drogi mężu — zawołała Teresa — niech będą, jakie chcą, tu czy tam zarobione, nie pierwszy ten zwyczaj w sprawy świata wnosisz.
Sanczyka, obejmując ojca, zapytała czy przywiózł jej jakiś gościniec, tak go bowiem wyglądała, jak ziemia dżżu w lecie. Poczem dziewczyna uczepiła się ręką za skórzany pas rodzica, drugą ciągnąc osła za powróz, Teresa zaś wzięła męża pod ramię i tak ruszyli do swego domu, pozostawiając Don Kichota