czas, wolny od zajęć. Poczem dwaj przyjaciele pożegnali się z naszym rycerzem, prosząc uporczywie, aby zdrowie ochraniał i wszelkie starania do tego przykładał. Traf zdarzył, że gospodyni i siostrzenica wysłuchały całego dyskursu. Gdy Don Kichot sam pozostał, weszły do izby jego. — Cóż to się znaczy — mój wuju? — zapytała siostrzenica. — Gdyśmy rozumiały, że Wasza Miłość powracasz do domu, aby życie spokojne prowadzić, widzimy, że się chcesz uwikłać w jakieś nowe historję i stać się błędnym pasterzem, który przybywa, pasterzem, który odchodzi. Wierzajcie mi: słoma jęczmienna zbyt już jest twarda, aby z niej fujarki wyrabiać.
Gospodyni przydała: — Właśnie też WPan sposobny jesteś, całe dni i południa latem, a zimą noce w polu spędzać, słuchając wilków wycia. Nie, nie, dobre to jest dla chłopów prostych, krzepkich, wytrzymałych, nawykłych do tego od pieluchów. Lepiej już być rycerzem błędnym, niźli pasterzem. Posłuchaj WPan mojej rady, daję ją na trzeźwo i na czczo, z eksperjencją mych lat pięćdziesięciu, pozostańcie w domu, miejcie staranie o swoje dobro, spowiadajcie się co tydzień, wspomagajcie ludzi biednych, a jeżeli to się Wam na złe obróci, ja to zło na duszę moją biorę.
— Dobrze, dobrze, moje przyjaciółki — odparł Don Kichot. — Sam wiem, co mam czynić. Zaprowadźcie mnie do łoża, bom słaby i bądźcie upewnione, że, czy rycerzem, czy pasterzem ostanę, nie zapomnę o was. Nic wam nie będzie brakować, jak się same o tem przekonacie. Zatem obie kobiety, siostrzenica i ochmistrzyni, położyły go do łóżka, dały mu zjeść i wszelkie wygody mu czyniły.
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/326
Ta strona została przepisana.