...To tak!... Więc stajesz mi znów przęd oczyma,
Jak ongi, rdzawą, osłonięty zbroją
I smutek budzisz, co się wężem zżyma
Bo i ja miałem Dulcyneę moją!
To tak!, a śmiechu niema w tem, oj niema
Dla widzów chyba i dla czytelników
Lecz dla nas? — mówię dla nas, co obiema
Rękami nikłych walczym rozbójników
Oswobadzając księżniczkę zaklętą,
Ból, spieka, gorycz i marsz drogą krętą.
A śmiech? — to potem w dziejach — to potomni
Niech się uśmieją, że my tacy mali...
Przez jakich ścieżek bo chodziłem krocie
Z ogromną dzidą, co gałęzie kruszy
Ty jeden wielki znasz to Don Kichocie,
Jednego ciebie to wspomnienie wzruszy
Gdyż gawiedź śmiać się będzie bladolica
Nie warta ostróg z La Manczy szlachcica.
Żaden naród nie może żyć bez legendy i sławy — zaś naród hiszpański poznał w swej przeszłości wszelkie tej sławy rodzaje, unieśmiertelniając swego typowego bohatera, ducha swej rasy, w dziele Cervantesa. Ulisses Homera jest Grekiem, hiszpańskim Ulissesem jest Don Kichot. Gdybyśmy poza Hiszpanją szukali Ulissesa nowoczesnego, znaleźlibyśmy go u narodów anglo-saskich w Robinzonie Cruzoe; włoskim Ulissesem — teologiem jest sam Dante w swej „Boskiej Komedji“, niemieckim, Ulisses — filozof, doktór Faust.
„Niema czytelnika — mówi Baret — któryby