rząd na konia i przykryty jedwabnem dakiem karmazynowem. Rządca co raz się obracał, aby spojrzeć na swego osła ulubionego. Tak był rad z jego towarzystwa, że nie pomieniałby go na towarzystwo cesarza niemieckiego. Żegnając się z księstwem, Sanczo ręce ich ucałował i odebrał błogosławieństwo od swego pana, który mu je dał prawie ze łzami. Sanczo przyjął je, krzywiąc się od płaczu.
Pozwól, miły czytelniku, aby Sanczo jechał spokojnie na spotkanie swojej fortuny. Niedługo będziesz miał pobudkę do szczerego śmiechu, bowiem się dowiesz, jak Sanczo swego urzędu dopełnił. Tymczasem obróć całą uwagę swoją na to, co się tej nocy Den Kichotowi przytrafiło. Jeśli z tego śmiać się nie będziesz, to przynajmniej wykrzywisz usta, niby małpa w uśmiechu, bowiem przygody Don Kichota winny być sławione albo przez zadziwienie, albo też przez śmiech szczery.
Historja powiada, że ledwie Sanczo wyjechał, zaraz naszemu rycerzowi jęła ciężyć samotność, tak dalece, że gdyby to od niego zawisło, byłby giermkowi odjął mandat i urząd. Księżna, postrzegłszy jego melankolję, zapytała się go, czemuby był smutny i stroskany? Jeżeli z przyczyny oddalenia się jego giermka, to ma w swym domu dworki, giermków i marszałków, co mu będą służyli, z wszelką pilnością i dokładnością.
— Przyznaję, Mościa Księżno — odparł Don Kichot — że mi przykro znosić nieobecność Sanczy, ale nie ta jest przyczyna główna, która smutek mój wywołuje. Co się zaś należy do wszystkich łaskawych Waszej Książęcej Mości oświadczeń uprzejmości, przyjmuję tylko szczerą chęć, z jaką mi uczynione zostały i proszę uniżenie Waszą Dostojność dozwolić mi, żebym sam sobie w mojej komnacie usługiwał.
— WPanie Don Kichocie — odparła księżna — na to przystać nie mogę; będziesz WPan usłużony od
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/54
Ta strona została przepisana.