zać moją praca całemu cechowi krawieckiemu. Wszyscy przytomni śmieli się z ilości kapturów i dziwacznej sprzeczki. Sanczo pomyślał trochę, poczem rzekł:
— Zdaje mi się, że ta rozprawa nie warta siła zachodów i że trzeba tu dać wyrok prosty. Rozsądzam, aby chłop stracił sukno, a krawiec robotę, kapturki zaś więźniom niech będą na załatanie łachmanów oddane. Dosyć na tem!
Jeśli poprzedni wyrok, w sprawie z mieszkiem poganiacza bydła,[1] wszystkich w zadziwienie wprawił, to ten śmiechem powitany został. Jednakoż zaraz wykonano rozkaz wielkorządcy.
Potem stanęło dwóch starców, z których jeden miał w ręku laskę bambusową miast kija. Ten, co był bez kija, rzekł:
— Już kęs czasu upłynął, gdy pożyczyłem temu człekowi dziesięć skudów złotych, chcąc mu dopomóc w potrzebie i nie mając z tego żadnej korzyści. Dałem mu je pod obowiązkiem, że mi je zwróci za pierwszem żądaniem. Nie mały czas nie dopominałem się ich u niego, nie chcąc mu czynić zatrudnienia. Postrzegłszy jednak, że mi się nie chce uiścić, domagałem się kilka razy tego długu, którego nie tylko mi zapłacić unika, ale się go zapiera, mówiąc, że mu nigdy dziesięciu skudów nie pożyczałem, gdyż, jeżelibym mu pożyczył, toby mi był dawno oddał. Nie mam świadka pożyczenia, ani ten oddania, proszę tedy Waszą Dostojność, aby mu przysiąc kazał. Jeśli przysięgnie, że oddał, daruję mu je przed Bogiem, w tej chwili.
— Cóż na to rzekniesz, staruchu z kijem? — zapytał Sanczo.
— Wasza Wielmożność — odparł starzec — przyznaję, żem te dziesięć dukatów od niego pożyczył; niechaj WPan laskę skłoni, gdyż jeśli na mojej przysiędze wszystko zawisło, przysięgnę chętnie, żem mu je rzetelnie zapłacił.
Gubernator zniżył swoją laskę, a wówczas staruch
- ↑ Jest to znów nieuwaga Cervantesa. Porządek spraw rozstrzyganych przed trybunałem Sanczy musiał zmieniać autor, w różnych redakcjach tego kapitulum.