Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/76

Ta strona została przepisana.

Bez tego, by wyryć w sercu
Swoje obrazy głębokie.

Obrazu nie rzucić na obraz.
Któż takie rozpozna płótno?
Gdzie jedna piękność króluje,
Dla drugiej już miejsca niema!

Mą Dulcyneę z Toboso
Mam w głębi duszy wyrytą.
Jej konterfektu nie zatrze
Żadna na świecie tym barwa.

Wierność kochanków jest cnotą,
Którą najwyżej się ceni,
A miłość za jej powodem
Cuda sprawować jest zdolna!

Don Kichot doszedł do tego miejsca w pieśni, której słuchali z pilnością księstwo, Altsidorą i prawie wszyscy, w zamku przytomni, gdy nagle z galerji, biegnącej ponad kratą okna Don Kichota, opuszczono sznur, do którego uprzednio przytwierdzono więcej niż sto dzwoneczków, później zaś wytrzęsiono z wora zgraję kocurów. Każdy z nich miał gruchotkę, do ogona uwiązaną. Brzęk dzwonków i miauczenie kotów było tak wielkie, że nawet książę i księżna, którzy tę igraszkę wymyślili, sami przerażeni zostali. Don Kichot osłupiał całkiem. Przypadek zrządził, że dwa czy trzy kocury wpadły przez kratę okna do komnaty. Biegały i skakały po wszystkich kątach, tak, iż zdało się, że do pokoju wtargnęła cała czereda djabłów, aby tutaj swoje igraszki czynić. Szukając, którędy uciec, przewróciły i pogasiły świece. Tymczasem ciągle opuszczano i znów ciągniono w górę sznur z dzwoneczkami. Większa część dworskich, niewiadoma żartów, zadziwiona i pomieszana została. Don Kichot sko-