Biret doktorski otrzymałem na wszechnicy w Ossuna.[1]
— Rad temu wielce jestem, — rzecze Sanczo, — cały wrzący z gniewu — Mości panie doktorze Pedro Rezio, ze złego przypadku i wróżby, urodzony w Wynochastąd, wsi położonej po prawej ręce gościńca, który wiedzie z Caraquel do Almodover del Campo i na wszechnicy w Ossuna obdarzony biretem, zaraz mi umykaj stąd, gdyż przysięgam, że złapię kij i że razami tego kija, poczynając od ciebie, przepędzę z tej wyspy wszystkich medyków, przynajmniej tych, których za głupców nieuczonych uznam, co się bowiem rozumnych, uczonych i biegłych tyczy, to sam im do nóg padnę i uczczę ich godnie, jako osoby boskości pełne. Jeszcze raz mówię, Mości Panie Pedro Rezio, zabieraj się stąd, co duchu bo ci łeb rozbiję tem krzesłem, na którem siedzę, a jeżeli będą żądali zdania sprawy w trybunale, to się usprawiedliwię, mówiąc, że uczyniłem dobrze, zabijając złośliwego medyka i kata tej Republiki. Teraz zaś niechaj mi jeść dadzą, albo sobie zabiorą to gubernatorstwo; rzemiosło, które nie może wyżywić rzemieślnika, nawet dwóch ziarn fasoli nie warta. Doktór, zalękniony gniewem i pogróżkami rządcy, osłupiał i chciał już naprawdę uciekać, gdy wtem usłyszano z ulicy dźwięk trąbki pocztowej. Marszałek dworu wyjrzawszy oknem, rzekł: — Jest to posłaniec księcia. Wtem wszedł pocztyljon zapocony, i ledwie tchnący. Wyjąwszy list zza pazuchy, oddał go gubernatorowi, Sanczo przekazał go marszałkowi dworu, każąc mu przeczytać nadpis, który mówił: Do rąk właściwych Don Sanczo Pansy, albo jego sekretarza.
— A któż jest moim sekretarzem? — zapytał Sanczo.
— Ja, WPanie gubernatorze, — odpowie jeden z przytomnych — ponieważ umiem czytać i pisać i jestem z Baskiji[2] rodem.