zakopują. Jest tak czysta, że aby nie powalać się na twarzy, tak nozdrza do góry zadziera, iż wydają się one od gęby uciekać. Z tem wszystkiem jest piękna wielce, bowiem ma gębę szeroką i gdyby jej tuzina zębów nie brakowało, mogłaby wchodzić w paragon z najbardziej urodziwemi. Nie wiem, co powiedzieć WPanu o piękności jej warg, które są tak delikatne i wąskie, że gdyby istniał obyczaj zwijania warg, z jej warg motekby uczyniono. Są właśnie koloru osobliwego i nadzwyczajnego, nie czerwone, jak u innych, ale nakrapiane plamami modrawemi, zielonawemi i pomarańczowemi. Pragnąłbym tutaj, za pozwoleniem WPana gubernatora, odmalować szczegółowie wszystkie piękności tej, która ma się stać moją córką, której dobrze życzę i która nie wydaje mi się być źle złożona.
— Maluj wszystko, co chcesz — odparł Sanczo — gdyż ukontentowanie odnoszę z obrazu tego — i gdybym był sobie dobrze podjadł, nie byłoby lepszych wetów dla rozrywki, jak ten konterfekt.
— Jestem do usług Wielmożnego Pana — rzekł kmieć — czas przyjdzie, gdy staniemy się czemś, chocia dzisiaj niczem nie jesteśmy. Chcę rzec WPanie, że gdybym mógł wypowiedzieć jej wdzięk i smukły skład ciała, cudów dokazałbym. Aliście jest to niemożliwe, gdyż cała jest garbata i skrzywiona, tak, że jej uda do brody dostają: ale to można przewidzieć, że gdyby się mogła wyprostować, dosięgłaby głową do stropu, albo i dachu domu. Jużby była rękę podała memu synowi do zaręczyn, tylko jej nie może wyciągnąć, bo ma żyły skurczone, tem nie mniej z jej paznogtów szerokich i stulonych poznać można, że ma rękę kształtną.
— Dobrze, mój poczciwcze — powie Sanczo — już miej to za powiedziane, jakbyś ją opisał od stóp do głów. Czegóż teraz chcesz? Przejdźmy do rzeczy,
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/87
Ta strona została przepisana.