go do Wiednia, a tam jeden był cel: największego ujrzeć i usłyszeć muzyka epoki, spojrzeć mu w oczy i na palce z lękliwym podziwem i może tej ręki dotknąć ustami. W siedemnastym roku życia jedzie do Wiednia, by ujrzeć Mozarta. Grą Ludwika sławny mistrz jest zachwycony i palcem nań wskazuje:
„Na tego mi zważajcie, o nim kiedyś w świecie głośno będzie“.
Jak ostrzeżenie brzmi to słowo, przestroga, bo to mocarz i bramy wywalić potrafi i murami zatrzęsie. Przestroga przedziwnie prorocza.
Salonowa politura wychowania bezskutecznie usiłuje przylgnąć do cierpkiej skóry młodego Ludwika, choć już podrastał zastraszająco. Szkolne wysiłki obywają się bez laurów. Walka z ortografją nawet i tabliczką mnożenia przeciąga się poza ławę uczniowską daleko w ciężkie, chmurne życie. Dzieckiem rokokowej epoki nie był — nie epoka go tworzyła, ale się pod nim gięła i ustępowała. Epoki wykuwać miał on.
Sztuka wybujałego, rozleniwionego estetyzmu, bliska prawdzie tej epoki, obłudnie zabijająca prawdę życia, sztuka romansów berżeretowych i pasteli Watteau, wypieszczona paluszkami metres Króla-Słońca, prześliczna i gładka, niemocna i anemiczna, płaska, zewnętrzna, lepko łasząca się wkoło herbów i brylantów. Epoka bogatego tłumu, co utonął w krwi rewolucyjnej. Ów natomiast niósł epokę drugą.
Najzupełniej komicznie działa na nas opis kostjumu, w jakim Beethoven przedstawić się musiał na dworze książęcym: „zielony frak, biała jedwabna kamizelka w kwiaty, zielone krótkie spodnie ze spinkami, jedwabne pończochy, pantofle o czarnych kokardach, kapelusz składany pod lewą pachą, szpada u boku i włosy ufryzowane w harcap otoczony lokami“. Tak
Strona:Przybłęda Boży.djvu/027
Ta strona została przepisana.