pociesznie wystrychnięto tę postać młodzieńca, krępą, o szerokich barach, ciemnośniadej cerze, pochyloną naprzód, z głębią szukających źrenic, o czuprynie z natury dziko zwichrzonej i z jasnem, spadzistem, burzami otoczonem czołem. Obraz taki to symbol herosa romantyzmu, co nieopatrznem stąpnięciem zgniótł i strącił za siebie stulecie szminki, pudrowanych peruk i beztroskiego ślizgania się po miłej powierzchni pachnącego życia.
Nauka u Mozarta trwała krótko, przerwana niespodzianie wiadomością o ciężkiej chorobie matki i powrotem Ludwika do Bonn, gdzie najbliższą na świecie istotę zastał na łożu śmierci. W liście do doktora Schadena tak opisuje te chwile: „Matkę jeszcze zastałem przy życiu, ale w najgorszych warunkach; miała suchoty i umarła wreszcie, mniej więcej siedm tygodni temu, po licznych przebytych bólach i cierpieniach. Była mi dobrą, miłości godną matką, moją przyjaciółką najlepszą; o! któż był szczęśliwszy nade mnie, kiedym jeszcze wymawiać mógł słodkie imię „matka“, a ono słyszane było — i komuż teraz mogę je wołać? Czy niemym tym, jej podobnym obrazom, które mi moja imaginacja gromadzi?“
Stanął u zwłok matki i w tej samej chwili uczuł, że ten pierwszy mizerny skrawek ziemi, który zdobył w krwawym trudzie, usuwa mu się z pod wątłych stóp. Ciemna opona rzuciła się w jednej chwili na jego horyzont. Zakopał w ziemi pierwszą droga istotę i został sam. Z duchem rozpętanym pierwszemi burzami szerokiego świata. Z krwią w żyłach po raz pierwszy wzburzoną, kipiącą twórczym wrzątkiem, pobudzoną na dalekiej arenie i rwącą się w chmury. Tam, tam w Wiedniu, gdzie jest wielka sztuka, gdzie mitry i korony gną się u stóp fortepianu, gdzie jest mocarny gest i gdzie nie trony rządzą, ale tony, nie herby pierwszy mają głos, ale symfonje!
Strona:Przybłęda Boży.djvu/028
Ta strona została przepisana.