Strona:Przybłęda Boży.djvu/033

Ta strona została przepisana.

wo o Plutarchu, o wiele, wiele lat później skreślone ręką Beethovena, jest pomnikiem dla pani Breuning.
Owóż w jej to domu znalazł ciepło, pogodę i miłość, jaka z dniem śmierci matki doszczętnie wygasła dlań w rodzicielskiem ognisku. Ale znalazł jeszcze więcej, więcej.
Były to czasy, kiedy wszelakiego autoramentu artystów często traktowano wśród możnych jak uświęconych dostawców wzruszeń górnolotnych, jak wysokiej rasy lejbmedyków, których zadaniem zastrzykiwanie poetycznych dawek i artystycznych uniesień, a których miejsce przy drugim stole czeladzi pałacowej, na łaskawym prawie chlebie wśród subtelnie klasyfikowanej hierarchji, poniżej kamerdynerów, powyżej gminu kuchennego. Mozart sam tej osobliwej delikatności pewnych domów magnackich niemile doświadczył na swej ambicji. Beethoven z krnąbrną swoją szorstką naturą, deptaną bezustannemi upokorzeniami w domu jego i w przedpokojach książęcych — w rodzinnem gronie pani radczyni poczuł się otulony nieznaną słodyczą i czemś, co mimo jego lat chłopięcych nazwę chodzeniem na palcach dokoła jego sztuki. A poza tem wszystkiem pani domu, rada przyjaźni, jaka zacieśniać się poczęła między młodym muzykantem a jej dziećmi, umiała w sprytny a kochany sposób wygładzać obyczaje i przytępiać ostrości „narowistego, nieuprzejmego chłopaka“.
Tak uświadamia się w nim stopniowo, bardzo powoli, zdawna potencjonalnie na dnie spoczywające, poczucie nieustępliwej, szlachetnej, pierwiastkowej godności ludzkiej, odnajduje się pierwsza nić spólnoty z tem obcem stadem ludzi, co mu jeno krzywdę czynili. Powoli, mgławicowo, tworzą się lekkie zarysy zaufania, umiejętności przemówienia do człowieka bez wstępu, patrzenia na bliźniego nie zpodełba, wyciągania ręki — zarysy szczerości, otwartego serca prostoty.