mel nr. 415“. (Nie można żebraczemi łachmanami i niezdarnem zachowaniem niepokoić dostojnego lokajstwa w pałacach. Ale z tańcem niełatwo i mimo starań niesposób się nauczyć. Tańczyć w takcie — och, jak to trudno!)
Niewdzięczne i już pozbawione reszty uroku lekcje harmonji u Haydna potajemnie a bezpłatnie uzupełnia Beethoven u Jana Schenka, ubogiego kompozytora symfonji, koncertów, kantat, mszy i operetek. Znajomość ta owiana była wzajemną, szczerą i trwałą sympatją. Wśród nowych figur jeszcze był Karol Czerny i ksiądz Gelinek, ów, który się zawziął na pobicie Beethovena w turnieju fortepianowym, a klęskę swoją w tych słowach przyznał: „To nie jest człowiek, to djabeł; on mnie i nas wszystkich na śmierć zagra!“
Nareszcie Haydn wyjeżdża do Anglji. Kierownictwo studjów przejmuje po nim kapelmistrz katedry Św. Stefana, Jan Grzegorz Albrechtsberger — i przemiana odrazu jest radykalna. Można się z ślepym zapałem rzucić w zaciekłym uporze prosto w wir tej twardej pracy, która jeszcze pozostała niezgłębiona.
Pedantyczne, nieustępliwe kucie zasad kanonu, sekwencji, fugi, kontrapunktu, kadencji.
Albrechtsberger, to wielce szanowny dostojnik w świecie muzycznym ówczesnego Wiednia, teoretyk nieporównany, autor cennego podręcznika kompozycji.
Ale też pedant do obrzydzenia, bezwzględnie zapatrzony w bożyszcze swej doktryny.
Albrechtsberger o Beethovenie: „Nie nauczył się nic i nigdy nic porządnego nie zrobi“. Beethoven o Albrechtsbergerze: „Sztukę stwarzania muzycznych kościotrupów doprowadził do szczytu“. Wymiana dwu tych zdań wystarcza.
Więc uczeń w młynek pojedyńczego, podwójnego i potrójnego kontrapunktu i pięciogłosowej nawet fugi duszy nie wkłada — ale w nim sobie narzędzie mi-
Strona:Przybłęda Boży.djvu/055
Ta strona została przepisana.