Strona:Przybłęda Boży.djvu/060

Ta strona została przepisana.

W[1] niedzielę, dnia 29 oraz w poniedziałek, dnia 30 marca roku 1795 tutejsze zrzeszenie artystów muzyków w cesarsko-królewskim Narodowym Teatrze Nadwornym będzie miało zaszczyt urządzić na rzecz swoich wdów i sierot Wielką Akademję Muzyczną w dwóch częściach“.
A w pierwszej części numer drugi:
„Nowy koncert na klawikordzie, grany przez mistrza pana Ludwika van Beethovena i jelgo wymysłu“.
Mistrza.
Gdy grano pierwszy numer programu, „mistrz“ w zgoła niesamowitym nastroju sterczał w kurzu płacht kulisowych, wdychał drgającemi nozdrzami stęchliznę sceny i czekał. Cartellieri, którego dzieła wypełniały resztę programu, nie był groźnym rywalem. Rozumowo wszystko składało się korzystnie: powodzenie zapewnione, koncert będzie się podobał, Salieri dyryguje, grać umiem, znają mnie. Ale co tam rozum. Ktoś dogaduje, zagrzewa, wierny Wegeler; jeszcze gorzej.
Gdy kończył się pierwszy numer, „mistrz“ ukradkiem przez szparę spojrzał na pulpity, smyczki, trąby i ciemniejący wdali fortepian.

Jak to ten Koncert c-dur powstał! Przyrzekło się publicznie grać nowy koncert, a on dopiero niejasno w głowie majaczył. Jeszcze ani takt jeden nie był napisany. Przewlekłe, dokuczliwe cierpienie fizyczne utrudniało robotę. W ostatniej chwili dokonała się cała olbrzymia praca; w ostatniej chwili czterech kopistów wypisywało głosy orkiestrowe z partycji. I wreszcie to przerażenie, kiedy na próbie okazało się, że blacha orkiestry nastrojona jest o pół tonu wyżej niż fortepian; i bez namysłu trzeba było grać partję fortepianową z cis-dur, a w nutach była tonacja c—dur...

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; korekta na podstawie wydania Polskiego Wydawnictwa Muzycznego z 1970 r.