chwil w krótkim, niesfornym, żywiołowym gwarze. Szuka ludzi — niech to nawet nie będą muzycy, artyści — ale zgruba ciosani, poczciwi, prostolinijni ludzie — bo w tłumnej sali jest się jak kołek samotny i tylko się wargi zagryza i złorzeczy nieprzystojnie. Precz z purytańską cnotą i ponurem dłubaniem w duszy własnej! Szukanie takie nieraz w ramionach przejściowej miłości, co na jeden błysk duszę rozpłomienia, durzy, kołysze w krótkiej rozkoszy, a potem wlecze brzydki ogon wstrętu, niechęci, zaniku sił i woli. „Tylko miłość — tak, tylko ona zdolna dać życie szczęśliwsze; o Boże, daj mi ją wreszcie znaleźć — która mi będzie przyzwolona, moja...“
Tłuczenie się w mroku, szukanie dróg, bramy potężnej prosto do Boga, nie ciasnej byle-furtki, męczarnia łapania tchu, kiedy się gardło ma ściśnięte — najcięższe te zmagania niech na mgnienie utoną w pijackiej kompanji, w pieśni studenckiej. Są chwile, kiedy się niczego więcej nie pragnie, jak wywrócenia koziołka; byle nikt nie stał na uboczu, nikt bardziej trzeźwy, godny, gotów popsuć całą zabawę. Wówczas w nocy staje się w otwartem ciemnem oknie,
krzyknie się rozdzierająco i pęka ze śmiechu, gdy nadbiega z latarką ważny stróż nocny; wówczas na złość sonatom i kontrapunktowi daje się sobie szczutka w nos i przez jeden moment wyzwierza się na roześmianych kompanów i robi się meduzyjski, okropny grymas, jak sto pociech.
Do takich wyśmienitych breweryj najlepszy jest mój baron Mikołaj Zmeskall von Domanowecz: wiolonczelista, w rzadkich przystępach powagi uniżonego szacunku pełen, ale humor jakich mało, „przeklęty nabity Domanowecz, nie muzyczny hrabia, lecz hrabia od żarcia“, taki „Graf“, do którego rym najodpowiedniejszy: „Schaf, liebstes Schaf“! Czasem kazania moralne ośmiela się prawić, wówczas zmywa mu się
Strona:Przybłęda Boży.djvu/065
Ta strona została przepisana.