kowych powłok wiekowej popularności, odrzucić miljonem grzesznych palców zmiętą i wybrudzoną okładkę. Sonata cis-moll jest bowiem dziełem skończenie wielkiem, mimo że ręce bezliku ustawicznie znieczulają jej nuty; jest gmachem o doskonałej równowadze brył, mimo że jest popularna w tak okropnym stopniu.
Słuch powoli, stopniowo szedł na ofiarę.
Katastrofa tego przejrzenia przylgnęła do Beethovena i odtąd będzie buchać raz po razie, a do końca dymić spokojnem, świętem całopaleniem.
List do pastora Amendy, pisany w tych latach, niech będzie tego przezwyciężenia refleksem:
„Jakże często chcę ciebie mieć przy sobie, bo twój Beethoven żyje bardzo nieszczęśliwie, w walce z Naturą i Stwórcą, niejednokrotnie już złorzeczyłem Mu... Wiedz, że części mojej najlepszej, słuchu, bardzo mi ubyło; wówczas już, kiedyś jeszcze był u mnie, czułem oznaki, a zamilczałem, teraz coraz się pogarsza, czy to się da uleczyć, na to jeszcze poczekamy... Jak smutno żyć teraz muszę, unikać wszystkiego, co bliskie i drogie... Smutna rezygnacja, do której uciec się muszę, postanowiłem wszakże podnieść się ponad to wszystko, ale jak to będzie możliwe?... Sprawę mego słuchu proszę cię zachować jako wielką tajemnicę i nikomu jej na świecie nie udzielać“.
To są ostatnie, krwawe żale ludzkie, ostatnie szlochy buntu, wołania o pomstę wielkiej krzywdy. A tymczasem duch już wyszedł ogniem chrzczony i na barki brał swoje tworzywo niesłychane i pracę swoją począł pracować.
Że przytem „zdziczeć“ musiał nieco i zewnętrznie uniepodobnić się otoczeniu, to już była drobnostka. Trudno, ale kiedy się tyle ma w sobie, to trzeba
Strona:Przybłęda Boży.djvu/086
Ta strona została przepisana.