na to mieć wzrok skupiony i kołysać to w sobie i poza tem nie może być miejsca. W momentach wytchnienia czytać można, czytać starego Homera, Eurypidesa, Horacego, Platona i Kanta, bujać na jasnych ideałach Schillera, wczytywać się w Goethego, który jest wielki, ale tak inaczej, tak inaczej...
I uciekać z domów. Pędzić po wzgórzach omszałych wilgotnym, płodnym lasem. Codzienie kilka razy zadyszeć się żywicą. Co rok na lato wynosić się z pyłu i zjadliwości w podmiejskie ustronia, do Hetzendorf, Mödling, Baden, Heiligenstadt. Tam czytać, po raz nie wiem który, katechizm przyrody, Krystjana Sturma „Rozmyślania o dziełach Boga“. Tam tajemnicę swojej głuchoty powierzyć można głośno całej tej czeredzie kochanej — i nikt się nie zaśmieje, nikt warg nie zagryzie, nikt nie zelży parszywą litością. One mają inny głos, inny słuch. One tam zawsze rozumieć będą; ich szept najcichszy bez uszu słyszeć można.
Ucho jest instrumentem przepięknym, tak jak je zrobił Bóg. Ale je człowiek pokalał, zgrubił, nastawił na dźwięki ostre, nieprzyjazne, głośne, złe. Trzeba przywrócić mu wrażliwość pierwotną i dlatego trzeba je oddać. Oddać Bogu, sponiewierane, aby je uleczył. I na jedno życie trzeba nie mieć zewnętrznego ucha. Nie mieć.
To najważniejsze. A poza tem trzeba zrobić serce czyste, wyzbyte złości. Jak dzieciątko. Tego uczy natura. I dlatego ludzie, wyjeżdżający do Baden i Mödling na lato, nudzą się. I dlatego muszą szukać podniet, igrzysk, towarzystwa. Trzeba im dobrze życzyć. I dobrze czynić. Dobrze czynić najpierw tym, do których się przylgnęło przyjaźnią. „Żaden z moich przyjaciół nie może być w biedzie, póki ja mam cośkolwiek“. Tego uczy natura.
Strona:Przybłęda Boży.djvu/087
Ta strona została skorygowana.